niedziela, 27 września 2015

Rozdział 58.

<Marcela>



Po wyjściu rodziców długo roztrzęsiona siedziałam wtulona w Zbyszkowy tors. Sama nie wiem jak to się stało że mnie znaleźli i tak bez słowa uprzedzenia. Całe życie miałam już poukładane a oni w jednej sekundzie wszystko zepsuli. Cała moja równowaga duchowa po ich wyjeździe, po tym jak Michał mnie zostawił wszystko się rozsypało w drobny mak. Po co wrócili? Po co w ogóle się do mnie odzywają? Przecież nigdy mnie nie kochali, nigdy ich nie obchodziłam. Po co więc ten cyrk?!
Całe szczęście że Zbyszek w porę wrócił do domu bo nie wiem jak zniosłabym ich przez chociażby minutę dłużej. Całkowicie się rozkleiłam, przez tę ich wizytę nie potrafię się ogarnąć. To mój Zibi próbuje mnie jakoś uspokoić i po chwili mu się to udaje.

-Przepraszam.- wydukałam
-Za co słońce?- zdziwił się
-Zamoczyłam ci bluzę...
-Przestań. Tak właściwie co twoi rodzice tu robili?
-Dowiedzieli się o ślubie i przypomnieli sobie o tym że córkę mają. A ja ich naprawdę nienawidzę. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.- wytarłam oczy
-Obiecuję że dopilnuję tego by cię nie zadręczali. Wytrzyj oczy bo zabieram cie na spacer.- uśmiechnął się
-Co? Ale ty dopiero wróciłeś, pewnie zmęczony jesteś...
-Nie ma ale. Popraw makijaż i wychodzimy. Zamierzam poprawić ci humor.- uśmiechnął się szeroko
-Kocham cię i już to zrobiłeś. Może zostańmy i odpoczniesz co?!
-Marceluś słońce. Nie ma ale.... masz mnie słuchać idź się zbieraj bo zaraz wychodzimy.- pogroził mi palcem
-No już dobrze. Zaraz wracam.- powiedziałam i udałam się do łazienki


Tak jak myślałam musiałam od nowa zrobić cały makijaż bo to co zostało z poprzedniego na mojej twarzy to była istna masakra. No nic więcej na ten temat nie powiem.
Po skończeniu makijażu wyszliśmy ze Zbyszkiem na planowany spacer. To naprawdę pomogło, świeże powietrze i jego obecność obok sprawiły że zapomniałam o tym co dziś się stało.
Najpierw długo spacerowaliśmy a potem Zbyszek zaprosił mnie na obiad do restauracji niedaleko naszego domu. Jak się okazało jutro chłopaki mają wolne od treningu więc największy imprezowicz Rzeszowa czyt. Igiełka zarządził imprezę. Zaczęłam panikować że nie mam co na siebie ubrać ale okazało się że mogę być nawet w dresie czego swoją drogą nie zrobię bo impreza jest w domu Iwonki i Krzyśka. Ucieszyłam się na myśl o tej imprezie no bo po pierwsze imprezy u Ignaczaków zawsze są epickie a po drugie potrzebuję się teraz rozluźnić. W drodze powrotnej do domu Zbyszek oczywiście zakupił 4 flaszeczki trunku- dwa whiskacze i dwie 0,7 czystej wódeczki. Jeżeli każdy z nich przyniesie takie zaopatrzenie to nawet nie chcę wyobrażać sobie w jakim stanie będa siatkarze pod koniec imprezy.
Od razu po wejściu do mieszkania pobiegłam w stronę szafy w celu znalezienia sobie jakiegos stroju. Chłopaki oczywiście nie maja tego problemu ale ja chcę się dobrze prezentować. W sumie sama się sobie dziwię ale bardzo szybko zdecydowałam się na to a do tego takie szpileczki i czerwony lakier na paznokciach. Wzięłam gorący prysznic wydepilowałam całe ciało i nałożyłam na nie mój ulubiony balsam. Włosy wystylizowałam na niedbałe fale a na twarz nałożyłam naturalny i bardzo delikatny makijaż. Szczerze to już dawno przestałam sie mocniej malować, jakoś lubię siebie bardziej w naturalnym wydaniu i Zbyszek chyba też mnie taką woli.

-Gotowa?- usłyszałam głos Zbyszka który najwidoczniej czeka już na mnie gotowy
-Tak, sekundka...- odpowiedziałam, prysnęłam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wyszłam z sypialni
-No, powiem ci że warto było czekać. Jesteś piękna kochanie.- objął mnie
-Dziękuję. Podaj mi proszę płaszcz co?!- usmiechnęłam się do niego lekko
-A może by tak...
-Nawet o tym nie myśl i dawaj mi płaszcz słońce. Ale jeśli po powrocie do domu nie będziesz zalany w trupa to kto wie kto wie.- mrugnełam do niego
-Ok, ale pamiętaj że ja to sobie odbiorę czy tego chcesz czy nie.- pocałował mnie szybko w usta i zaczął sie ubierać


Kiedy weszliśmy do salonu Krzyśka impreza zaczynała się rozkręcać. Cichy Pit stał za stołem jako DJ i puszczał coraz to nowsze hity disco, Fabiaś polewał piekielny trunek a Konar z Buszkiem ustawiali sprzęt do karaoke. Partnerki siatkarzy usadowiły się na kanapie w salonie więc przysiadłam się do Oli od Piotrka i Iwonki które zawzięcie o czymś dyskutowały.

-Hej dziewczynki.- przywitałam się
-Hej Marcelka.- uśmiechnęła się posępnie Ola
-Co jest mała? Co masz taką minę?
-Znowu się pokłóciłam z Piotrkiem. Już nie mam nerwów do niego...- westchnęła
-Co znowu zrobił?- spytałam
-Próbuję z nim gadać no mówiłam wam już, ja mam 23 lata on 25 ja bym chciała już powoli się stabilizować. Nie mówię od razu o ciąży ślubie na 500 osób ale chociaż o jakiejś deklaracji z jego strony. Moi rodzice cały czas twierdzą że Piotrek traktuje mnie jako zabawkę, nie traktuje mnie poważnie. I chyba to faktycznie jest prawda...- zamknęła twarz w dłoniach
-No co ty skarbie... Piotrek cię kocha, świata poza tobą nie widzi. Może nie dojrzał do tego by się zadeklarować.- objęłam ją mocno
-No właśnie, daj mu czas.- wtrąciła Iwonka
-No dobrze. A jeśli faktycznie on się mną bawi i po roku mnie zostawi dla innej?- spojrzała  na mnie
-Oluś nawet nie opowiadaj głupot. Przecież to idiotyczne Piotrek taki nie jest...
-Sama nie wiem. Nie będę się tym teraz przejmowała jest impreza idę się napić.- rozluźniła się
-O czym piękne panie nawijają?- koło mnie pojawił się Zbyszek
-O wspaniale że się pojawiłeś kochanie. Jak ja cię dawno nie widziałam. Wiesz jak ja cię bardzo kocham? Jesteś najlepszym narzeczonym jakiego mogłam mieć. Bo widzisz marzy nam się porządny drink a ty robisz najlepsze. To moooooże...- zaczęłam
-Jasne. Już wam przynoszę a ty nie słodź tak bo tego nie kupuję.- pocałował mnie szybko w usta i poszedł do baru do Fabiana
-I dlaczego mój Piotrek taki nie jest co? Dlaczego?- znowu westchnęła Ola
-Proszę cię nie zadręczaj się tym już. Nie ma sensu...- odezwała się Iwona
-No dobra już. - uniosła ręce w geście poddania się
-Proszę bardzo piękne panie drineczki wedle zamówienia. Zdróweczko....- Zbyszek stuknął się z nami szklaneczkami
-Faktycznie zajebisty ten drink. Zrób mi drugiego.- powiedziała Ola
-Zwolnij koleżanko. Nie wypiłaś jeszcze tego a już chcesz nowy.- wtrąciłam
-No a co?! Chcę się upić i to konkretnie.- roześmiała się
-Ok. My idziemy tańczyć. Zibi?!- wstałam i wyciągnęłam rękę w kierunku Bartmana
-A z przyjemnością.- również wstał i skierowalismy się na parkiet

Po krótce opisałam Zbyszkowi sytuację Oli i Pita a ten stwierdził że Piotrek faktycznie mógłby się powoli starać założyć rodzinę. To chyba normalne ale nie u naszego Cichego. Widziałam jak Ola zła na Pitera piła coraz więcej ale nie na tyle by się upić. Jakoś koło godziny 3;00 nad ranem wróciliśmy do domu. Ja od razu padłam na łóżko i zasnęłam. Jako że sen mam lekki to poczułam jak chwilę po mnie na łóżku położył się Zbyszek i wtulony w moje plecy również zasnął.





----------------------------------------


No hej :P
Coś wystukałam sama nawet nie wiem co to jest :D
Mam nadzieję że nie jest to aż tak tragiczne :*
To do następnego czyli że niedługo....

niedziela, 6 września 2015

Rozdział 57.

<Zbyszek>


Od wizyty rodziców minęły już jakieś 4 dni a ja widzę jak Marcela przejęła się słowami mamy. Co chwila biega coś zmienia tak by wizja naszego ślubu spodobałą się mojej mamusi. Zaczyna mnie to denerwować ale staram sie nie denerwować bardziej mojej ukochanej bo wiem ile ją kosztuje takie bieganie i załatwianie wszystkiego. Rozdaliśmi i rozesłaliśmy już wszystkie zaproszenia, co dziwne udało nam się to zrobić bardzo szybko. Staram się jej pomagać jak mogę ale treningi zajmują mi większość czasu a jutro rano jedziemy na mecz wyjazdowy do Bełchatowa.
Obudziłęm się jako pierwszy, Marela jeszcze sobie pochrapywała więc postanowiłem zrobić jej jakieś śniadanie. Wstałem po cichu i udałem się do kuchn i wcześniej zamykając drzwi do sypialni. Szybko nastawiłem kawę w ekspresie i zacząłem zmagać się z naleśnikami. Naleśniki są bardzo proste i do tego smakują mojej Marceli więc postawiłem na nie. Zajęło mi to jakieś 30 minut ale z gotowym śniadaniem na tacy po cichu wszedłem do sypialni. Marcela tylko się poruszyła i wtulona w poduszke spała dalej. Zadziwia mnie to jaki ona ma dobry i mocny sen. Odstawiłem tacę i powoli zacząłęm budzić brunetkę całując ją za uchem. 

-Która godzina?- wychrypiała
-Przed dziewiątą, Możemy jeszcze poleniuchować bo trening mam dopiero o 11.00.- uśmiechnąłem się
-Co? O nie ja mam jechać w sprawie obrusów na stoły i muszę zmienić zastawę stołową. Nie mam czasu...- szybko się podniosła
-O co to to nie. Siadaj i zjedz. Nigdzie nie jedziesz.!- złapałem ją w talii
-Ale Zbyszek...
-Nie ma żadnego ale. Zastawa jest ok i obrusy też nie rozumiem co ty chcesz zmieniać?!
-To ty nie rozumiesz że wszystko musi być idealnie wiesz jak zależy na tym twoim rodzicom.- westchnęła
-Miśka słuchaj.... to jest nasz ślub nasze wesele a nie moich rodziców. Zamęczysz się tym wszystkim a ja nie mogę już na to patrzeć, Wszystko jest pięknie a ja nie chcę żebyś cokolwiek zmieniała.
-Zbyszek ja się poprostu boję tego ślubu. Chciałabym mieć to już za sobą. 
-A ja właśnie nie. Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę cię w białej sukni i kiedy nałożę ci na palec obrączkę. To ma być nasz slub a nie moich rodziców.- uśmiechnąłem się do  niej
-Pokażę ci co już załatwiłam. I muszę zapłacić zaliczke na bukiet ślubny. Pokażę ci.- chwyciła za laptopa
-Ehh no dobrze.- westchnąłem
-Spójrz. Może być?- pokazała mi bukiet na zdjęciu
-Oczywiście. Piękny ale jak wiesz jestem facetem nie przywiązuję do tego takiej wagi jak ty....- uśmiechnąłem się
-Wiem ale chcę ci pokazać jakich wyborów dokonuję. Na stołach i ścianach będzie dominował blady róż taki jak na kwiatach. Myślałam nad czerwonym albo fioletem ale Ola powiedziała że to takie oklepane więc odrzuciłam te pomysły. Na stołach chcę postawić....-zaczęła mi nawijać więc szybko ją pocałowałem
-O co chodzi? Dlaczego mi przerwaleś?- spytała jak tylko się oderwaliśmy od siebie
-Chciałem żebyś chociaż na chwilę przestała mówić i myśleć o tym ślubie.- powiedziałem z uśmiechem
-Wariat.- roześmiała się

Na szczęście resztę przedpołudnia spędziliśmy bez gadania już o ślubie. Marcela wykonała pare przelewów i na tym skończyliśmy na dziś ten temat. Umówiliśmy się na spacer po moim treningu i ja niestety musiałem wyjść, 



<Marcela>


Może Zbyszek ma rację i może faktycznie za bardzo przejmuję się tym weselem. Co ja poradzę że boję się że rodzina Zbyszka stwierdzi że do niego nie pasuję bo przecież on to wielki siatkarz najlepszy jakiego znam a ja... ja jestem zwykłą cichą i przeciętną Marcelą. 
W trakcie ubierania się dostałam e-maila w sprawie wyboru słodyczy na candy bar. Westchnęłam głośno i ubrałam na siebie to. Włosy spięłam w wysokiego kucyka na twarz nałożyłam delikatny i naturalny makijaż, Zaczęłam zbierać swoje rzeczy do torebki kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. W przekonaniu że to Ola szybko otworzyłam ale to co zbaczyłam totalnie mnie osłupiło. Nie wiem jak na to zareagować jedyne co mi przychodzi do głowy to zamknięcie drzwi i rozpłakanie sie. No bo jak inaczej mam przywitać moich rodziców... tak właśnie rodziców tych którzy mnie nigdy nie kochali i zostawili a sami wyjechali do Grecji. Nie dzwonili nie pisali a teraz nagle zjawiają się przed moim domem z usmiechami przyklejonymi do twarzy.

-Co tu robicie?- pytam oschle
-Skarbie jak ty wypiękniałaś. Tak tęskniliśmy.- mama wtuliła się we mnie
-Bez cyrków. A tak na serio?- odsunęłam się od niej
-Możemy wejść czy tak będziemy tu stali?- odezwał się tata
-Trochę się śpieszę...- westchnęłam- Wejdźcie.- wpuściłąm ich
-Ładnie mieszkacie z tym twoim siatkarzem.- powiedziała mama
-Dziękujemy. Mogę wiedzieć jaki jest cel waszej wizyty.?
-No wiesz zdziwiliśmy się że nie dotarła do nas koperta z zaproszeniem na ślub. Chyba gdzieś się zgubiła na poczcie więc postanowiliśmy się zjawić i uprzedzić że chętnie pojawimy się na slubie.- tata usiadł na kanapie
-Żadna koperta się nie zgubiła, ja was poprostu nie zapraszałam. Skąd w ogóle wiecie że wychodzę za mąż?!
-Od twojej matki chrzestnej. Spotkaliśmy się z nią przypadkiem i tak wyszło. Swoją drogą powinnismy mieć żal do ciebie że nas pominęłaś w zaproszeniach...
-Wy macie żal? Wy.!!!- wytrzeszczyłam oczy
-Zrobiłabyś nam jakąś kawę czy coś. Droga była dosyć długa...- westchnęła matka
-Dobrze.- powiedziałam zrezygnowana i poszłam do kuchni

Za jakieś 15 minut powinien wrócić Zbyszek a oni dalej siedzą i nic do niech nie dociera. Staram się na spokojnie wytłumaczyć im że mają się wynosić z mojego życia ale na próżno. Dopiero kiedy matka z ojcem chcą mi zacząć pomagać w przygotowaniach do ślubu wybucham:

-Czy wy macie rozum? Wy jesteście nienormalni. Zjawiacie się po takim czasie i jak gdyby nigdy nic chcecie mi pomagać. Czy wam rozum odjęło.- krzyknęłam
-Nie podnoś głosu.- wtrącił ojciec
-Będę podnosiła głos. Jestem u siebie w domu a wy nie jesteście tu mile widziani. Skrzywdziliście mnie i to bardzo a teraz jak gdyby nic się nie stało zgrywacie dobrych rodziców. To nie jest fair.- do oczu napłynęły mi łzy
-Marcelina my nie byliśmy gotowi na rodzicielstwo i dlatego...- zaczęła matka
-Gówno mnie to obchodzi. Ja was nie chcę znać rozumiecie to?! Nienawidzę was dociera to do was?!!
-Nie mów tak do nas. Mimo wszystko jesteś naszą córką.!
-Nieprawda. Ja nie mam rodziców. Nigdy ich nie miałam i miała nie będę. Koniec kropka a teraz dowidzenia.- wybuchłam płaczem
-Marcela nie mów tak. My cię kochamy.- mama podeszła do mnie
-Nie dotykaj mnie. Nigdy mnie mnie kochaliście i nie chcieliście. Nie chcę na was patrzeć. Wyjdźcie.! No już.- krzyknęłam 
-Co tu się dzieje?- w drzwiach zobaczyłam zdziwionego Zbyszka
-Oni wychodzą. Nie chcę ich tu.- powiedziałam i szybko wtuliłam się w Bartmanowy tors
-To nie jest tak. My ją kochamy to nasza córka.- powiedział ojciec
-Proszę wyjść. Moja narzeczona nie życzy sobie państwa tutaj. Dowidzenia.- pokazał im drzwi
-Ale...- zaczęła dukać mama
-Nie ma ale. Powiedziałem dowidzenia.- jedną ręką gładził mi włosy a druga wskazywał im drogę do drzwi
-Jeszcze porozmawiamy jak ochłoniesz. Dowidzenia.- powiedziała matka i oboje z ojcem wyszli
-Już dobrze. Już sobie poszli. -Zbyszek mnie mocno przytulił
-Przepraszam cię. Nie wiem  skąd oni się tu wzięli. Ja nie mam pojęcia jak mnie znaleźli...
-Nie przepraszaj słońce. Już ich nie ma nie płacz.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam sie nikle
-Kocham cie malutka. Proszę nie płacz już.- pocałował mnie w czubek głowy






--------------------------------------------------------------



Jestem.! Żyję.! Nie umarłam.! Ten blog też jeszcze żyje.! :)

niedziela, 2 sierpnia 2015

Rozdział 56.

-Jakiś czas potem-

No więc mamy październik. Mistrzostwa Świata już chwile za nami a moje kochane orzełki wywalczyli na nich złote medale. Tak dokładnie.... jesteśmy mistrzami świata.  Dalej nie mogę uwierzyć w to że nam się udało i pokonaliśmy wszystkie drużyny. Zdarzyła nam się porażką, niestety z USA poleglismy ale i tak to Polska jest krajem mistrzów. 
Kiedy chłopaki trenowali ja zaczęłam załatwiać szczegóły dotyczące ślubu. Zbyszek jak tylko może mi pomaga ale nie chce dokładać mu zajęć bo treningi i tak nieźle dają mu w kość. Na szczęście udało mi się załatwić salę na wesele na dnia 9 grudnia. Druga sobota grudnia więc raczej już zimno. W kościele też z księdzem dogadałam się bez problemu wiec pozostają takie szczegóły jak suknia ślubna, garnitur dla Zbyszka, menu weselne, kwiaty i orkiestra. Zaproszenia już zamówiłam są już w drukarni i za dwa dni mam je odebrać.
Zbyszek podpisał z Resovia kontrakt na następne dwa lata wiec nie musze się martwić ze przed końcem studiów będę musiała jechać na koniec świata za moim mężem.
Dziś piątek dzień jak każdy inny. Zbyszek poszedł na popołudniowy trening a ja zaczęłam przygotowywać nam jakiś obiad. Bobek plata mi się między nogami a w radiu lecą aktualne hity. Sama nie zauważam kiedy zaczynam nucic sobie tekst piosenki lecacej w radiu. Wtedy właśnie moje śpiewanie przerywa mi dzwonek do drzwi. Wycieram szybko ręce w ściereczke i razem z Bobkiem idziemy otworzyć.
Oczy prawie wyskakują mi z orbit kiedy w progu widzę rodziców Zbyszka.

-Dzien dobry kochanie.- od razu przytuliła mnie pani Jadwiga
-Yyy dzień dobry. Jaka niespodzianka...- wydukalam
-Wiemy ze was zaskoczylismy ale koniecznie chcieliśmy z wami porozmawiać o czymś bardzo ważnym.
-No Zbyszek jeszcze nie wrócił z treningu ale proszę zapraszam do środka.- wypuściłam ich do mieszkania
-Dziękujemy bardzo. Swoją drogą promieniejesz kochanie. Slicznie wyglądasz.- powiedziała pani Jadzia
-Eeee tam. Czego się państwo napijecie.?
-Poproszę kawę jeśli można.- uśmiechnął się pan Leon
-Ja również poproszę kawę.- dopowiedziala jego małżonka

Ogólnie rzecz ujmując bardzo dobrze dogaduje się z rodzicami mojego Zbyszka. Oni też mnie chyba lubią bo co chwila mi to okazują. Pani Jadwiga zaproponowała mi pomoc przy dokończeniu obiadu a w tym czasie pan Leon zajął się telewizją. Razem z mamą Zbyszka szybko skonczylysmy obiad i do siadlysmy się do pana Leona. Jak to zawsze bywa pani Jadzia od razu zaczęła temat ślubu i przygotowań. Musiałam pokazać jej wzór zaproszeń oraz sale weselna. Wtedy do domu wrócił mój Zbyszek.

-Już jestem.- usłyszłałam jego głos z przedpokoju
-Super bo mamy gości.- odpowiedziałam
-Kto nas nawiedził?- spytał i wszedł do salonu
-Rodzice twoi cię nawiedzili.- odpowiedziała mu jego mama
-Ooo no cześć. Co tu robicie?- oczy Zbyszka przypominały mu 5 złoty
-To już nie można wpaść do naszego jedynego syna w odwiedziny?!- pani Jadzia mocno wtuliła się w Zbyszka
-Można... bardzo się cieszę że przyjechaliście.- roześmiał się Zbyszek
-Marcela się nami zajęła więc długo nie czekaliśmy na ciebie. Usiądź tu koło nas i opowiadaj co słychać.- wtrącił pan Leon
-W sumie to nic specjalnego, treningi, dom i Marcela zajmują mi całe dnie.
-Podać ci obiad? Jesteś głodny?- spytałam
-Bardzo. Podawaj.- pocałował mnie w policzek

Po skończonym posiłku wyszło co jest powodem przyjazdu moich przyszłych teściów. Mama Zbyszka delikatnie zaczęła podpytywać w sprawach dotyczących ślubu.

-Marcelinko, powiedz proszę kupiłaś już suknię ślubną?
-Jadzia już zaczynasz...- wtrącił pan Leon
-Cicho siedź ja tu z panną młodą rozmawiam. Więc jak?
-Właściwie tak. Znalazłam prawie idealną ale kilka szczegółów mi się nie podobało więc jest w trakcie poprawek.
-Myślałam że może pomogę ci w poszukiwaniach ale widzę że sobie poradziłaś.- westchnęła
-Przepraszam nie wiedziałam. Ola od Piotrka Nowakowskiego pomogła mi w wyborze.
-Nie przepraszaj. Mam nadzieję że będziesz pięknie wyglądać na ślubie...
-Dla mnie mogłaby nawet iść w worku i tak będzie najpiękniejsza.- odezwał się Zbyszek
-Co ty tam wiesz synu. Na slubie będzie cała rodzina to musi być spektakularne. Pamiętasz ślub ciotki Zosi?!
-Mamo...- jęknął Zbyszek
-Jadziu błagam.- wtrącił Leon
-Aaaa róbcie co chcecie żeby tylko potem nie było na mnie jak nas Zośka wyśmieje dobrze?!
-Może pójdzie pani ze mną na przymiarkę, Wtedy powie mi pani jak się suknia podoba. Zawsze będzie można coś zmienić?!- wtrąciłam by ratować sytuację
-Dobrze skarbie, bardzo chętnie. Dziękuję.- uśmiechnęła sie do mnie


<Zbyszek>


Wizyta rodziców, trening, cały dzień był dla mnie bardzo męczący. Zaraz po wyjściu rodziców czyli jakoś koło 19;00 poszedłem wziąć prysznic. Zaraz po mnie łazienkę zajeła Marcela a jej tam zeszło o wiele dlużej niż mi.
Zacząłem czytać jakąś książke w sumie przeczytałem chyba z 10 stron kiedy ta weszła do pokoju i szybko wskoczyła pod kołdrę. Od razu wtuliła się we mnie więc odłożyłem moją lekturę i mocno ją przytuliłem. Uwielbiam takie chwile bo wtedy dopiero dociera do mnie jak wielki skarb trzymam w ramionachi jak bardzo jest ona dla mnie ważna. Złożyłem na jej czole delikatny jak piórko pocałunek a ta wtedy spojrzałą na mnie

-Zbyś a o co chodziło z tą ciotką Zosią co?
-Ehhh nie przejmuj się mamą. Ona chce żeby ten ślub był idealny tak jak ona chce ale to nasz ślub a nie jej.- westchnąłem cięzko
-Tu nie o nią chodzi. Zastanawia mnie dlaczego o niej wspomniała poprostu...
-Pamiętasz to zaproszenie na ślub które dostaliśmy w trakcie mistrzostw?- spytałem
-No tak nie poszliśmy na to wesele z wiadomych powodów.- odpowiedziała
-No więc to był ślub córki ciotki Zośki. Mama i tata na nim byli i mi wszystko opowiedzieli.  Wyobraź sobie pałac w Paryżu, Wszystko idealne jak z żurnala jakiegoś. Dzieci ciotki Zośki zawsze były idealne a my byliśmy gorsi pod każdym względem. Dlatego mama chce pokazać ciotce że nas też stać na wesele jak z katalogu.
-No tak. Czyli musimy się postarać żeby u nas nie było gorzej.- uśmiechnęła sie do mnie
-Wiesz że ja nie musze mieć tego wszystkiego. Tej całej otoczki?-spytalem ją
-Wiem ale chcę żeby moi teściowie byli dumni że mają taka synową jaką mają. Chcę pokazać twojej rodzinie że na ciebie zasługuję.
-Głupiutka nie musisz tego robić. Zasługujesz na mnie w pełni. Nie mam co do tego wątpliwości.
-Wiesz ja nie mam rodziców więc chcę żeby twoi mnie chociaż polubili.- spojrzała na mnie czule
-Oni cię kochają już teraz. Powtarzam ci wyluzuj i nie przejmuj się tak tym wszystkim.
-Tak łatwo ci mówić. Ty nie musisz się starać o względy teściów.
-Myślałaś żeby się do nich odezwać? Nie masz z nimi kontaktu odkąd wyjechali kiedy byłaś jeszcze z Kubiakiem?!
-Nie raz o tym myślałam ale jakoś coś mnie blokuje. To oni mnie zostawili a nie ja ich oni zawsze się mną nie przejmowali. Mam dla nich przygotowane zaproszenie na ślub i za każdym razem kiedy chcę je wysłać myśle o tym jaką krzywdę mi wyrządzili.- z jej oczu popłynęły łzy
-Nie płacz skarbie. Nie mówmy o tym skoro to cię tak boli. Swoją drogą mam dla ciebie niespodziankę którą jutro ci pokaże....
-Co? Co to za niespodzianka?- przetarła oczy
-Nie mogę powiedzieć bo wtedy nie będzie niespodzianki. Musisz poczekać do jutra.
-To strasznie długoo...- przeciągnęła
-Ja jakoś umilę ci czekanie słońce.- powiedziałem i ją pocałowałem

Na początku nasz pocałunek był delikatny i subtelny ale potem przerodził się w prawdziwą walkę języków. Moje ręce od razu powędrowały pod koszulkę Marceli, a ona też nie była mi dłużna. Reszty możecie się domyslać ale jedno wam powiem... było wspaniale.

Kiedy się obudziłem Marceliny nie było już w łóżku. Przetarłem oczy i wstałem. Ubrałem bokserki i zacząłem szukać mojej narzeczonej. Okazało się że na blacie na wyspie kuchennej stał cały talerz kanapek a w ekspresie jest cały dzbanek świeżo zaparzonej kawy. Zdziwiłem się ale kiedy podszedłem do drzwi łazienki okazało się że są zamknięte. No tak... Marcela i łazienka to nierozłączny wręcz duet. Nalałem sobie kawy do kubka z logiem Resovi i usiadłem na krześle obok kanapek. Po jakiś 15 minutach z łazienki wyszła moja wybranka. Strój miała dosyć intrygujący więc spytałem

-Wybierasz się gdzieś?
-O już nie śpisz. Idę trochę pobiegać chcę pooddychać świeżym powietrzem.- uśmiechnęła się i założyła na siebie bluzę w kolorze dresu i zapięła ją zostawiając pod biustem rozpięte
-Yhym no nie śpię. A mogę się wybrać z tobą?
-Jeśli się pośpieszysz to możesz iść ze mną.- mrugnęła do mnie i upiła ode mnie łyk kawy
-Daj mi dwie minuty ok?- spytałem
-Czekam na ciebie na dole.- uśmiechnęła się do mnie i poszła w stronę drzwi

Poderwałem się z miejsca i szybko z szafy wyjąłem dres. Ubranie się zajęło mi dosłownie trzy minuty. Szybko zamknąłem mieszkanie i zbiegłem po klatce schodowej w dół.
Przed blokiem zobaczyłem ja jakiś koleś zagaduje mi Marcelę. Szybko podszedłem do nich i zagadałem:

-Jestem skabie.- powiedziałem i uśmiechnąłem się do brunetki
-Super. To co lecimy?- spytała
-Jasne.- odpowiedziałem
-No to my musimy uciekać miło było zamienić z tobą te kilka zdań. Do zobaczeenia.- uśmiechnęła się do tamtego typa a chwilę potem biegliśmy przez park ramie w ramię
-Kto to był?- spytałem
-Ale że kto?
-Ten typ spod bloku.
-Nasz nowy sąsiad z bloku obok. Chciał się przywitać tylko. Jest lekarzem.- powiedziała
-Taki młody i już lekarz?- zdziwiłem się
-Tak się złożyło że ja też się zdziwiłam ale on ma 28 lat. Tylko wygląda na tak młodego.- westchnęła
-Ooo widzę że sporo o nim wiesz.
-Znowu będziesz zazdrosny?- rozesmiała się
-Nie.!- zaprzeczyłem niezgodnie z prawdą
-Oj Zbyszek ale ty jesteś zabawny.- ruszyła do przodu
-Ta niespodzianka to był jednak dobry pomysł.- mruknąłem
-Mówiłes coś?- odwróciła się
-Nie nie.- od razu odpowiedziałem

Po powrocie do domu po kolei każde z nas wzięło prysznic. Uzgodniliśmy że od tej pory będziemy biegać razem. Zjedliśmy śniadanie a potem kazałęm się Marceli szykować do wyjścia. Ja sam założyłem jeansy z dziurą na kolanie, czarne nike z białym znakiem, białą dopasowaną podkoszulkę a na to czarną kurtkę. Marcela ubrała czarne rurki, brązowe botki na obcasie, brązowy płaszczyk i czarny szalik.
Całą drogę pytała mnie co to za niespodzianka a ja coraz bardziej zaczynałem się martwić czy niespodzianka się jej spodoba. Wymysliłem to jakiś tydzień po urodzinach Marceliny i mam nadzieje że wszystko wypali. Jakiś kilometr przed metą naszej podrózy mimo wielu sprzeciwów zawiązałem Marceli oczy. Kiedy dojechalismy wziąłem ją na ręce i zaniosłem w odpowiednie miejsce. Widziałem jej podekscytownie i serce zaczęło podchodzić mi do gardła. Powoli odwiązałem jej chustę z oczu a kiedy otworzyłą oczy jej mina była.... sam nawet nie wiem jaka.






---------------------------------------------------------

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 55.



<Michał>


Wszystko było pięknie. Marcela odwzajemniła mój pocałunek i może coś więcej wynikło by z tego gdyby do pokoju nie wkroczył Karol. Ten to jak zwykle ma poczucie czasu. Marcela odskoczyła ode mnie i z przerażeniem w oczach spojrzała na Kłosa. Ten tylko spojrzał na mnie z pogardą w oczach

-Nie sądziłem że posuniesz się do tego.- westchnął patrząc na mnie
-O co ci chodzi.- spytałem
-O Marcelę. Tyle razy cię prosiłem odpuść ale widzę że ty nic nie rozumiesz.
-O czym ty mówisz? - spytała Marcela
-O niczym.- wtrąciłem
-O niczym tak?! Czyli niczym jest to że od dawna planowałeś rozbić związek Marceli i Zbyszka. Widzę że ci się udało. Omotałeś ją od nowa...
-Michał o czym on mówi?- Marcela spojrzała na mnie ze łzami w oczach
-Ja cie kocham i próbuje odzyskać. Już dawno kombinowałem jak to zrobić ale teraz wiem że ty też mnie no wiesz. Teraz możemy spróbować od nowa.
-Wyjdź.- powiedziała już płacząc
-Co? Co ty mówisz?
-Wyjdź nie słyszysz. Nie chcę cię znać. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Wynoś się.!- krzyknęła
-Nie myslisz tak...
-Nie rozumiesz po polsku?! Wynocha.- pokazał mi palcem na drzwi

Wściekły na Kłosa wyszedłem z ich pokoju. To nie koniec. Teraz mogę powiedzieć Zbyszkowi o tym pocałunku a wtedy będzie "BUM" i po miłości. Mimo wszystko ale z uśmiechem udałem się na trening.


<Marcela>


Jak to się stało że uległam pocałunkowi Michała. Już nie wiem co robić i co mysleć. Dobrze że Karol wszedł do pokoju i przerwał ta sytuację  bo nie wybaczyłabym sobie gdybym zdradziła zbyszka. Chociaż i tak już to zrobiłam. Kiedy Michał wyszedł z pokoju ja od razu wtuliłam się w Kłosa.


-Już spokojnie.- ten pogładził mnie po plecach
-Co ja zrobiłam? Jestem suką. Ja mogłam zrobić to Zbyszkowi....
-Spokojnie to tylko pocałunek. Zbyszek zrozumie. Musimy iść trener cie woła. Wytrzyj oczy i chodźmy.- uśmiechnął się Karol
-A co jak nie zrozumie?
-Powiem mu jak było. O nic sie nie martw.
-No dobrze. Chodźmy- westchnęła

Na salę szliśmy w całkowitej ciszy. Karol tylko obejmował mnie ramieniem. Gdy dotarlismy na miejsce chłopaki zawzięcie ćwiczyli. Zbyszek posłał mi całusa w powietrzu i wrócił do ćwiczenia zagrywki. Wtedy spojrzałam na Michała który też posłał mi całusa. Dobrze że Zbyszek tego nie zauważył.
Stephane zarządził 5 minut przerwy i wtedy Zbyszek podszedł do mnie

-Co tam Marcela? Coś źle wyglądasz....
-Bo ja ci muszę cos powiedzieć.- westchnęłam
-Co sie stało?- wystraszył się
-Po pierwsze to nie jej wina. To Michał odkąd tu przyjechał knuł jak rozwalić to co jest między wami. Wykorzystał moment i tyle.- wtrącił Karol
-To nic nie znaczyło. Kocham cię najbardziej na świecie i nie mogę stracić.
-O co chodzi?- Zbyszek sie poddenerwował
-Michał mnie pocałował. Przepraszam.- rozpłakałam się
-Co?- Zbyszek wybuchł
-Nie denerwuj się na nią. To nie jest jej wina. Kilka razy przyłapałem na knuciu przeciwko wam. Omotał ja i tyle.- odezwał sie Karol
-Gdzie on jest?- krzyknął Bartman i ruszył w jego stronę
-Zbyszek nie rób głupot.- krzyknęłam za nim
-Ja pierdole. To się teraz zacznie.- wtrącił Karol i pobiegł za nim
-Ty huju.!- powiedział do Michała Zbyszek i wymierzył mu solidny cios
-Zbyszek błagam.!- podbiegłam do niego
-Co?- spojrzał na mnie z wyrzutem
-Stephane patrzy. Nie rób sobie problemów on nie jest tego wart.
-Kochasz go? Czujesz coś do niego? Pytam się.!!!
-Co ty bredzisz. Kocham ciebie a nie jego.- wzięłam w dłonie jego twarz
-A ten pocałunek....
-Pomyłka.- wtrąciłam
-Ufam ci.- przytulił mnie
-Chłopaki co to miało być?- podszedł do nas Antiga
-Nieporozumienie i tyle. Przepraszam.- powiedziałem
-Ostatni raz takie numery. Bierzemy sie do roboty.- westchnął i odwrócił na pięcie

Widziałam jak Zbyszek wszystkie piłki śle na Michała a on biedny nie radził sobie z siłą ataków Bartmana. Zbyszek zawsze gra ostro kiedy jest wściekły.
Trening skończył się po dwóch godzinach. Chłopaki nieźle wymęczeni bez słowa ruszyli w kierunku szatni.

----Dwa dni później----


<Marcela>


Przez ostatnie dni Zbyszek i Michał omijali się szerokim łukiem. Nie wiem jak sobie z tym poradzić bo wiem że w drużynie nie powinno być zgrzytów. Dzisiejszy dzień jest mega upalny więc Stephane zarządził basen. Przyjemne z pożytecznym. Ubrałam strój kąpielowy i razem ze Zbyszkiem ruszylismy w stronę basenów. Po drodze spotkaliśmy też duet Kłos i Wrona i tak we czwórkę dotarliśmy na miejsce. Jak się okazało oprócz siatkarzy na basen wybrali się piłkarze. Ułożyłam się wygodnie na leżaku z okularami na nosie i skupiłam sie na dopracowywaniu opalenizny. Po chwili usłyszałam nad głową

-Cześć piękna.- to Kuba Błaszczykowski
-No hej. Co tam?- zdjęłam okulary
-W sumie to nic. Cieszę się że jednak nie wyjechałaś ze Spały.- usiadł obok mnie
-No doszliśmy ze Zbyszkiem do porozumienia.- uśmiechnęłam się
-Cieszę się. Mogę się przyłączyć do opalania?
-Jasne.- odpowiedziałam

Jakieś 5 minut przeleżałam na leżaku bo niestety potem siatkarzom wymyśliło się że wrzucą mnie do wody. Niestety ja nie miałam jak się sprzeciwić no i wylądowałam w wodzie. Oczywiście okazało się że pomysłodawcą był Karolek i wykonawcą w sumie też był on. Mimo wszystko nie wpadłam w złość tylko zwyczajnie zaczęłam się śmiać.
Podpłynęłam do brzegu basenu i oparłam się o brzeg. Takie siedzenie w wodzie też jest przyjemne. Chwilę potem koło mnie pojawił się Wojtek Szczęsny i Kuba Błaszczykowski. Za nim przypłynęli Robert Lewandowski i Piszczek.

-Nie zgłupiałaś z nimi jeszcze?- spytał Wojtek
-Z kim? Z siatkarzami?- spojrzałam na niego
-No tak.
-Nie ja ich uwielbiam. Są moją rodziną i nigdy nie znudzi mi się ich towarzystwo.
-Serio?-zdziwił się Robert
-Serio.
-A Zbyszek? Wy jesteście tak na serio razem?- teraz spytał Wojtek
-Tak, kocham go.
-Ej halo. Co się tu wyprawia?- podpłyneli Igła, Karol i Wronka
-Nic tak sobie gadamy.- wzruszył ramionami Kuba
-Yhyy no przestańcie mi bajerować Marcelę. Ona jest nasza i z daleka od niej jasne. -oburzył sie igła
-Oj Krzysiu spokojnie chodźmy pływać lepiej co?- rozesmiałam się
-No ok.- przytaknął Igła
-Żeby ci nie przyszło do głowy nas zdradzić z nimi jasne. -ignaczak pogroził mi palcem
-No jasne Krzysiu. Jak bym mogła was zdradzić skoro was uwielbiam chłopaki.- pokazałam mu język
-No i to się rozumie.- przytulił mnie

Wygłupom w wodzie nie było końca. Oczywiście królował Krzysiek który podtapiał wszystkich po kolei ale kiedy całą drużyna zmowiła srzeciwko niemu i wszyscy zaczęli podtapiać jego. Ja zadowolona usiadłam sobie na krawędzi basenu mocząc nogi kiedy podpłynął do mnie Kuba.

-I jak tam?- spytał
-Super. A jak u ciebie?
-Ok. Ale oni się o ciebie boją.- usiadł koło mnie
-Jak to? Nie rozumiem?- zdziwiłam się
-No tak to. Jak Krzysiek cię zabrał Karol jakieś 10 minut nam tłumaczył że jesteś z nimi a my mamy dać ci spokój.- roześmiał się
-Serio? Nie wierzę,- parsknęłam śmiechem
-Serio. W sumie im się nie dziwię. Gdybym miał taki skarb też bym go chronił.- spojrzał na mnie czule
-Kuba no co ty. Przestań.- zaczęłam się śmiać
-Ja nie żartuję.
-Wiesz co ja ide popływać. Idziesz?- spytałam
-Nie dzięki,- uśmiechnął się
-Ok.- powiedziałam i wskoczyłam do wody

Przez resztę pobytu na basenie nie rozmawiałam z piłkarzami. Głównie przez to że siatkarze tak zorganiozwali mi czas że co chwila był ze mną kolejny z nich.
Po powrocie z basenu przebrałam się w czarną bokserke jasne jeansowe szorty i czarne conversy. Postanowiłam przejść sie po lesie i trochę odetchnąć, Włosy spletłam w kłosa a na nosy założyłam Zbyszkowe Ray- bany. Jak zwykle będzie zly że je wzięłam ale ja je bardzo lubię nic na to nie poradzę.
Wyszłam z ośrodka i skierowałam się w stronę lasu kiedy zobaczyłam przed sobą piłkarzy. Konkretnie to Kuba i Wojtek szli w moją stronę,

-No hej piekna. Dokąd się wybierasz?- spytał Wojtek
-No hej przystojniacy. Na spacer idę.- uśmiechnęłam się
-Tak sama? A gdzie twoi ochroniarze?- znowu spytał Szczęsny
-Nie rozumiem..
-No siatkarze.- dodał Kuba
-Nie zawsze są obok mnie. Ja też potrzebuje pobyć sama.
-No jasne. Pilnują cię jakbys była ich nową zabawką.- roześmiał się Wojtek
-Może to tak wygląda ale...
-Już się nie tłumacz. Te cioty się boja poprostu że ich olejesz i zkumplujesz się z nami i tyle.
-W takim razie nie mają się o co martwić. Pójdę już. Aaaa i te jak ich nazwałeś "cioty" ostatnio nieźle dali wam popalić w meczu więc ja bym ich tak nie nazwała. Ciaoo.- pomachałam im i poszłam w swoją stronę

Do Kuby nie mam nic, jest całkiem fajny ale Wojtek mnie wkurza. Za bardzo pewny siebie burak nic więcej. Lepiej niech się trzyma ode mnie z daleka bo nie pałam do niego sympatia.
Po prawie godzinnym spacerze wróciłam do ośrodka. Już miałam iść w stronę windy kiedy ze schodów zbiegł zdyszany Ignaczak.

-Marcela. Wkońcu jesteś.-  wysapał
-Co się stało?
-Bo.... bo......- zaczął
-Wyduś to z siebie wkońcu.!
-Zbyszek ma kontuzje.!- powiedział
-Coo?!- krzyknełam
-No Stephane wzywa cię do konferencyjnej.
-Ja idę do Zbyszka.!- ruszyłam w stronę schodów
-Nie.! Zibi jest z Antigą w konferencyjnej.- wydukał
-Chodźmy.- pociągnęłam go za rękę

Jeszcze nigdy tak nie pokonałam schodów jak teraz. Chcę jak najszybciej zobaczyć Bartmana. Bez pukania weszłam do sali a wtedy usłyszałam grupowe "Niespodzianka". To co zobaczyłam mnie mega zdziwiło. Cała drużyna i sztab zebrali się w sali. Dopiero teraz dotarło który jest dzisiaj. No tak przecież dziś wypadają moje urodziny. No śmieszne.... zapomniałam o własnych urodzinach. Na samą myśl chce mi się śmiać ale staram się zachować powagę kiedy cała załoga załoga śpiewała mi "Sto Lat"

-Wszystkiego Najlepszego mała. Jak mogłaś zapomnieć?!- pierwszy podbiegł do mnie Igła
-Dzięki Krzysiu.- mocno się w niego wtuliłam
-Igła spadaj teraz ja. Kochanie życzę ci wszystkiego co najlepsze, spełnienia wszystkich marzeń i przede wszystkim miłości.- Zbyszek odepchnął ode mnie Ignaczaka
-Dziękuje skarbie.- powiedziałam i złożyłam na jego ustach pocałunek
-Ej, ej całowanie potem teraz tort i świeczki.- wtrącił Karol i kiedy odsunęłam się od Zbyszka zobaczyłam obok Kłosa z tortem i zapalonymi świeczkami

Po tym jak zdmuchnęłam świeczki i odebrałam od każdego z osobna komplet życzeń przyszedł czas na prezenty. Od Stephana dostałam koszulkę reprezentacyjną z moim nazwiskiem od Igły bransoletkę a od Zbyszka moje ulubione perfumy.
Stephane odpuścił popołudniowy trening nawet zezwolił chłopakom na słodycze i odrobinę alkoholu. Sam nawet skosztował jednego i drugiego. Zabawa trwa w najlepsze kiedy Zbyszek porywa mnie w kąt sali.

-Co się stało?- spytałam
-Mam cos jeszcze dla ciebie.- uśmiechnął sie
-Co takiego?
-Proszę...- podał mi małe zawiniątko z materiałowej chusteczki
-Pierścionek?- spojrzałam na niego zaskoczona widząc pierścionek który niedawno podarował mi na zaręczyny
-Chcę żebyś została moją żoną. Kocham cię.- powiedział
-Ja też bardzo tego chcę. Kocham cię.- odpowiedziałam i założyłam pierścionek
-W takim razie mam kolejny prezent.- wyszczerzył się
-No co ty? Oszalałeś?- roześmiałam się
-Nie.... chociaz może i tak. Oszalałem.- podał mi pudełeczko
-Co to takiego?
-Otwórz.- uśmiechnął się
-Obrączki? Są piękne...- wzruszyłam się
-Podobają ci się?
-Oczywiście, Są śliczne.- powiedziałam i go pocałowałam
-Chcę wziąć ślub jeszcze w tym roku.
-Dobrze. Zgadzam się.
-Co tu tak gruchacie gołąbeczki hmm?- koło nas pojawił się niezastąpiony Igła i jego kamera
-Rozmawiamy.- powiedział ucieszony Zbyszek
-Ohhoho coś nasz pan Bartman jest ucieszony. Co jest tego powodem?!- spytał Igła
-A to że szykuje się nam impreza. I to niedługo bo...- zaczął Zbyyszek
-Bo niedługo zostanę panią Bartman.- przerwałam  mu i pokazałam obrączki do kamery

W kilkanaście sekund wiadomość o planowanym przeze mnie i Zbyszka ślubie rozeszła się po całej sali. Odebraliśmy od wszystkich gratulacje i wróciliśmy do świętowania, No cóż teraz mamy dwa powody do tego by świętować.




-----------------------------------------------




Jestem :P
Ten rozdział pisał sie dosyć dłuuuugo ale w końcu się pojawił co najważniejsze :P
Piszę teraz dwa blogi co wymaga podwójnej uwagi ale postanowiłam sobie że dam radę skończyć oba i słowa dotrzymam :)
Mam nadzieje że jesteście jeszcze ze mną i trzymacie kciuki za mnie i za ten bloog :) Życzcie mi powodzenia bo napewno mi się to przyda... :P

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 54.

<Marcela>




Obudziłam się wypoczęta i szczęśliwa. No bo przecież obok zobaczyłam mojego Zbyszka a do szczęścia niczego więcej mi nie trzeba. uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam na moją komórkę leżącą na stoliku koło łóżka. Wzięłam ją do ręki i wtedy okazało się że jest dopiero kilka minut po 5 rano. Bandaż na ręce przypomniał mi co się wczoraj stało. To nie był zły sen a ja na serio miałam ten cholerny wypadek. jedyna dobra rzecz jaka z tego wynikła to to że ja i Zbyszek się dogadaliśmy i w końcu wszystko wróciło do normy. Chciałam obrócić się w stronę śpiącego obok atakującego ale wtedy poczułam pulsujący ból głowy. No tak głowę sobie też uszkodziłam. Gdybym nie zachowała się tak samolubna i nie postanowiła wyjechać i uciekać od naszych problemów to nic by się nie stało a tak to teraz cierpię.
Delikatnie tak żeby nie obudzić Bartmana wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Poczułam że muszę wziąć długi odprężający prysznic. Chcę zmyć z siebie zmęczenie dni poprzednich i złe samopoczucie.
Wzięłam w rękę świeżą bieliznę i zamknęłam się w łazience. pod prysznicem spędziłam dłużej niż pół godziny. Ta letnia woda spływająca po moim nagim ciele orzeźwiła mnie i przywróciła chęć do życia. Wydepilowałam całe ciało i nałożyłam balsam o moim ulubionym zapachu granatu z piwonią, Kiedy wysuszyłam włosy zorientowałam się że jest już przed siódmą i Zbyszek zaczął pukac mi do łazienki. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z pomieszczenia

-O której ty kochanie wstałaś? Coś się stało że tak wcześnie postawiłaś się na nogi. Źle się czujesz?- spytał mnie atakujący
-Nic się nie stało Zbysiu. Poprostu nie mogłam spać więc postanowiłam się odświeżyć i trochę mi się zeszło.- uśmiechnęłam się do niego delikatnie
-Na pewno dobrze się czujesz?
-Tak słońce. Trochę boli mnie głowa ale lekarz mówił że tak będzie. W kieszeni żakietu mam przepisane od niego leki. Po śniadaniu wezmę i mi przejdzie,- zaczęłam grzebać w walizce w poszukiwaniu ubrań
-No dobrze ale jakby się coś działo masz mówić tak?!- obrócił mnie w swoją stronę i objął w pasie
-Oczywiście. Bez bicia się przyznam jak tylko źle się poczuję chociaż mam nadzieję że nie będzie potrzeby.- powiedziałam i pocałowałam go w usta
-Idę pod prysznic a potem śmigamy na śniadanie.
-Okej. Masz jakieś 40 minut.- powiedziałam i wróciłam do wybierania ubrań

Kiedy spojrzałam przez okno długo się nie zastanawiałam i wybrałam taki zestaw i do tego białe conversy. Włosy spięłam wysoko w kucyka i nałożyłam delikatny makijaż tak by nie wyglądać jak straszydło. Kiedy skończyłam robić kreski linerem z łazienki wyszedł Zbyszek. Już mieliśmy wychodzić z pokoju kiedy wpadli do nas Kłosik i Wronka,

-No Marcelino piękna nasza, Jak się czujesz?- od razu odezwał się Karol i nawet nie wiem kiedy wylądowałam w jego objęciach
-Dobrze Karolku się czuję dziękuję.
-Powinnaś dostać lanie za to jakiego nam stracha napędziłaś. Nie... nie umiem być zły na ciebie. Tak się martwiłem.- i znowu wylądowałam w objęciach Kłosa
-Jak tam mała? Wszystko już dobrze? - spytał Andrzej z uśmiechem
-A no dobrze dziękuję Andrzejku.- odpowiedziała dalej w uścisku Karola
-Ej no bo ją udusisz baranie- westchnął Wrona
-Wcale nie, Ja jej tylko pokazuje jak bardzo sie o nią martwiłem.
-Zaraz ją połamiesz.
-To że ty jesteś nieczuły nie znaczy że ja też.
-Ja nieczuły.? co ty bredzisz?- Wrona zrobił wielkie oczy
-No takk no. Fani lubią mnie bardziej bo ty taki z kamienia jesteś. -odpowiedział mu Kłos
-Ale bredzisz wcale nie jestem nieczuły. Uroiłeś to sobie.
-Dlatego właśnie twoja dziewczyna żali się mojej że jej nie przytulasz i nie mówisz jej że ją kochasz.
-Co? Nie wierze w to.- Andrzej ewidentnie sie wystraszył
-No dobra teraz to żartowałem ale przyznaj że jesteś nieczuły.
-Nie przyznam ci tego....
-Ej ej najlepiej jak przestaniecie się sprzeczać i pójdziemy na śniadanie.- wtrąciłam
-No i to jest dobry pomysł.- poparł mnie Zbyszek
-No to chodźmy.-- znowu odezwał się Kłos i przepuścił mnie w drzwiach


Na stołówkę dotarliśmy jako jedni z pierwszych. Przed nami był Zatorski, Winiar, Mariusz i Cichy Piotrek. Razem ze Zbyszkiem usiedliśmy przy stoliku przy którym zawsze siadamy. Zaraz koło nas pojawił się Igła, Fabian i Rafał Buszek. Jak to chłopaki mówią "Soviacy siadaja razem".
Szybko pochłonęłam moje musli i sok pomarańczowy. Wiadomość o moim wypadku obiegła cały ośrodek. Prawie każdy siatkarz podchodził i pytał jak się czuję. Trochę mnie to męczyło już ale to takie miłe że aż tak sie przejęli moim zdrowiem.
Po śniadaniu poszłam do pokoju żeby zadzwonić w sprawie mojego stażu. Teraz kiedy wszystko się wyjaśniło to chcę zostać i kontynuować naukę obok Olka- fizjoterapeuty kadry.
Nieźle się musiałam nagimnastykować żeby odkręcić wszystko ale na szczęście się udało i mogę zostać w ośrodku. Już miałam wyjść z pokoju i iść na halę gdzie za chwilę ma się odbyć poranny trening. Wtedy odwiedził mnie Michał


<Michał>



Postanowiłem pogadać z Marcelą. Powiedziałem Stephanowi że się chwilę spóźnię bo muszę zadzwonić do Moniki w sprawie dziecka. Skłamałem ale tylko tak będę mógł się zbliżyć do brunetki. Kiedy chłopaki są w szatni ja skierowałem się do pokoju jej i Zbyszka. Chyba jej przeszkodziłem w wyjściu bo kiedy miałem zapukać ta otworzyła drzwi.

-Michał? Ty nie na treningu?- zdziwiła się na mój widok
-Chciałem z tobą porozmawiać. Już nie mogę tak dalej. Możemy?- spytałem
-Yyyy no dobra. Wejdź na chwilę.- wpuściła mnie
-Dzięki.
-To o czym chcesz rozmawiać?- usiadła na łóżku
-Bo widzisz, to nie jest takie proste mówić o swoich uczuciach.
-Michał ja jestem ze Zbyszkiem. Kocham go.- powiedziała szybko
-Wiem. Ja to wiem i postanowiłem że nie będę wam utrudniał waszej sytuacji. Chcę żebyś była szczęśliwa.
-To w takim razie o co chodzi?
-O to że gdybyś kiedyś zmieniła zdanie to wiedz że ja cię kocham jesteś miłością mojego życia. Zawsze cię będę kochał i gdybym mógł cofnąć czas nigdy nie dopuścił bym do tego żebyś odeszłą.
-Michał ja cię wtedy kochałam nad życie. Przywróciłeś mi wiarę w miłość a potem zwyczajnie zostawiłeś. Z czasem nauczyłam się kochać Zbyszka ale o tobie nie zapomną nigdy.- uśmiechnęła się
-To co było miedzy nami było wspaniałe ale wszystko zjebałem i teraz jestem nieszczęśliwy i wychowuję nie swoje dziecko.- westchnąłem
-Przykro mi Michał. Ja nie zostawię Zbyszka mimo wszystko.
-Kiedy cię zobaczyłem po tak długim czasie mojej nieobecności myślałem że serce wyskoczy mi z piersi, Ja cię zwyczajnie albo i nadzwyczajnie kocham.
-Ja nie wiem co ci odpowiedzieć. Twój widok też mnie poruszył, coś poczułam ale to nic nie zmieni.
-Czy mogę cię pocałować?- spytałem nieśmiało
-Ale Michał ja....
-Ostatni raz. Chcę ostatni raz poczuć jak smakują twoje usta.- przerwałem jej i bez pozwolenia wpiłem się w jej usta

Na początku się opierała ale potem odwzajemniła pocałunek. Jej język w tak wspaniały sposób pobudzał moje podniebienie. Chciałem żeby ta chwila trwała wiecznie. By ona już na zawsze była tylko moja, bym mógł zatrzymać moją Marcelinkę w ramionach na zawsze. Sam nie wiem kiedy moje ręce powędrowały pod jej koszulkę. Wtedy stało się to czego się obawiałem.





------------------------------------------------


Jestem :P
Chciałam zareklamować wam coś zupełnie nowego. Mam nadzieję że zajrzycie :)
http://otworzsercenamilosc.blogspot.com/

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 53.

<Marcela>


Kiedy otworzyłam oczy strażacy wyciągali mnie z przewróconego busa. Niewiele do mnie docierało. Głowa strasznie mnie bolała i ręka w sumie też. Od razu zajął się mną lekarz z karetki. Okazało się że mam ranę na głowie a nadgarstek jest skręcony. Miły i dosyć młody lekarz się mną zajął

-Nic pani nie jest. To tylko kilka obrażeń a ręka niedługo wróci do formy.- uśmiechnął się
-Cieszę się.- odwzajemniłam uśmiech
-Ten kierowca odpowie przed sądem za jazdę po pijanemu.- powiedział a w trakcie opatrywania mi ręki
-Tak mi się wydawało że czułam od niego alkohol.-westchnęłam
-Niech się pani nie przejmuje nie ujdzie mu to bez żadnej odpowiedzialności. Może przejdźmy na ty. Jestem Bartek.- podał mi dłoń
-Marcelina...-  wymusiłam uśmiech
 -Nie masz żadnych nudności czy zawrotów głowy?
-Nie. Wydaje mi się że wszystko jest okej tylko strasznie mnie boli ta ręka.
-To normalne. Wypiszę ci receptę na leki przeciwbólowe.
-Dziękuję.
-Wszystko w porządku.?- spytał
-Tak mi się wydaje. Tak właściwie muszę znaleźć moje rzeczy... - szybko się podniosłam z miejsca siedzącego
-Spokojnie.Wszystkie są tutaj. strażacy je przynieśli.- Bartek zatrzymał mnie obejmując mnie w pasie
-Yyy dziękuję. Musze zadzwonić do kogoś żeby mnie stąd zabrali.
-Powinnaś jechac ze mną do szpitala. Zleciłbym ci dodatkowe badania.- spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie
-Nie dziękuję. Chcę jechać do domu i odpocząć.
-Jesteś pewna? Te badania ci nie zaszkodzą...
-Jestem. Na własną odpowiedzialność odmawiam badań.- westchnęłam i szybko odsunęłam się od lekarza
-Ale Marcela...- złapał mnie za ramię
-Powiedziałam że nie chcę żadnych badań.- przerwałam mu podniesionym głosem
-Przepraszam chciałem dobrze.- westchnął
-Muszę zadzwonić.- wyjęłam telefon

Zaczęło mi się kręcić w głowie kiedy szukałam  numeru Zbyszka. Po chwili stwierdziłam ze tracę równowagę a wtedy poczułam że ktoś mnie złapał w pasie. To Bartek cały czas stał obok mnie.  

-Pomogę ci.-powiedział
-Znajdź numer do Zbyszka.- wyszeptałam
-Dobrze już szukam.
-Sama z nim porozmawiam.- powiedziałam kiedy przyłożył telefon do ucha

<Zbyszek>

Kiedy odebrałem telefon od Marceli serce mi przestało bić. Wypadek? Jak to? Postanowiłem jak najszybciej ją tu przywieźć nie bacząc na konsekwencje.
-Co jest?- spytał Fabian
-Marcela miała wypadek. Muszę po nią jechać i to szybko.
-Ale jutro mamy trening a Stephane nie pozwoli ci go opuścić.- wtrącił Cichy
-Nie obchodzi mnie to. Muszę ją zobaczyć i to szybko.
-Nie masz auta.- wtrącił Karol
-Andrzej pożycz mi samochodu.- zrobiłem błagalne oczy
-Nie możesz prowadzić w tym stanie.- odpowiedział
-Ale ja muszę jechać po nią nie rozumiesz.- krzyknąłem
-Zawiozę cię do niej. Chodźmy.- wstał
-Dzięki stary.- ruszyłem w stronę wyjścia

Z każdym przebytym kilometrem byłem coraz bardziej niespokojny. Okazało się że Marcela jest w szpitalu więc tam sie udalismy. Kiedy wysiadłem z auta przed szpitalem cos mnie opętało. Nie wiedziałem co robie poprostu chciałem ją już zobaczyć. Pielęgniarka skierowała mnie na izbe przyjęć i tam szybko przybiegłem. Zapomniałem nawet o /Andrzeju który został gdzies z tyłu. Jedyne co sie teraz liczyło to moja Marcelina cała i zdrowa.
Na izbie przyjęć był niemały tłok więc ciężko było mi ją znaleźć, 

-Marcela.!- zawołałem
-Zbyszek.!- odpowiedziała i dopiero wtedy ja zobaczyłem na końcu korytarza
-Boże nic ci nie jest?- spytałem jak tylko wziąłem ja w ramiona
-Przepraszam. Wybacz mi proszę.- wydukała płacząc
-Skarbie za co ty mnie przepraszasz co? To chyba ja nawaliłem.- pocałowałem ja w czoło
-Kocham cię bardzo.
-Ja ciebie tez maleńka. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo cie kocham.- wytarłem jej łzy z policzka
-Wracajmy do ośrodka. Nie chce tu zostac ani minuty dłuzej. 
-Dobrze. chodź Andrzej czeka, Dasz radę iść czy wziąć cie na ręce.
-Nie poradzę sobie nic mi nie jest.- uśmiechnęła się delikatnie

Całą drogę powrotną Marcelka siedziała wtulona we mnie, Tak bardzo się ciesze że wróciła że nic jej nie jest i że dalej mnie kocha.
Andrzej nie zadawał żadnych pytań tylko posłusznie odwiózł nas do ośrodka w Spale. Marcelina ze zmęczenia zasnęła mi na ramieniu więc wziąłem ja delikatnie na ręce tak żeby jej nie budzić i zaniosłem do naszego pokoju. Wrona w tym czasie zajął się bagażami mojej brunetki.

-Dzięki stary.- wyszeptałem kiedy odstawił walizkę Marceli
-Nie ma za co. Cieszę się że się wszystko ułożyło.- uśmiechnął się
-Kiedy patrzę na nią i te jej szramy na twarzy i bandaż na ręku czuje się strasznie.
-To nie twoja wina Zbyszek. Trzeba się cieszyć że tylko tak się to skończyło.
-Nie wiem co bym zrobił gdyby....
-Nie kończ. Jest jak jest i nie przejmuj się tym już tylko się nią porządnie zajmij bo jest wykończona,
-Jeszcze raz wielkie dzięki. Do jutra.
-Do jutra.

Po wyjściu Andrzeja wziąłem szybki prysznic i położyłem się koło Marceli. Godzinami mogę patrzeć jak spokojnie oddycha i delikatnie uśmiecha się przez sen. Jej włosy pachną tak świeżo a usta mają taki soczysty malinowy kolor. Momentalnie przypominam sobie jej dołeczki kiedy się śmieje. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Tak, Zbyszek Bartman oszalał i bez pamięci się zakochał. Może to dziwne ale ta drobniutka brunetka zawładnęła całkowicie moim sercem  nic na to nie poradzę. Ne wiem kiedy i na moja twarz wkrada się uśmiech. Wtedy dostrzegam jej duże brązowe oczy. Obudziła się...

-Co robisz?- pyta zaspanym głosem
-Patrzę na ciebie. Na moja ukochaną sobie patrzę.- odpowiadam
-Wariat...- roześmiała się
-Kocham cię malutka.
-Ja ciebie też wielkoludzie.- pocałowała mnie delikatnie w usta
-Ja w tym busie czułam że kierowca był pijany. Jeszcze potem słuchałam muzyki i zrozumiałam ze nie chcę uciekać od ciebie. Zrozumiałam że cie kocham i nie chce cię zostawiać. Za późno niestety.
-Co ty mówisz jakie za późno. Tak się cieszę że zadzwoniłaś do mnie. Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało.
-Jestem strasznie zmęczona i boli mnie głowa. Pozwolisz mi iść spać?- spytała
-Oczywiście skarbie. Śpij odpoczywaj a my pogadamy jutro.- pocałowałem ją w czoło i chwilę potem znowu spała





--------------------------------------------------------------------



Jestem. Wiem że się powtarzam i nawalam non stop ale teraz będzie inaczej ponieważ zainwestowałam w nowego lapka i teraz nie będzie mi szwankował sprzęt. Wybaczcie mi to mam nadzieję że nie gniewacie się aż tak

piątek, 22 maja 2015

Rozdział 52.

 <Marcela>


Prawie biegiem skierowałam się do pokoju. Chciałam jak najszybciej się spakować i opuścić Spałę. Może źle robię ale to jedyna decyzja na jaką mnie teraz stać. Kiedy wbiegłam do pokoju Cichy Piotrek właśnie wyszedł z łazienki

-I jak gotowa na spacer po lesie?- spytał
-Wybacz ale nie będzie spaceru. Muszę się spakować. Wracam do Rzeszowa.
-Co? No ty chyba oszalałaś. Przemyśl to jeszcze. Co się stało?!
-Nic. Mam dosyć tego miejsca chcę być sama i to jedyne wyjście.
-Nie wierzę. Co ci powiedział Zbyszek. To jego wina tak?
-To niczyja wina. Błagam nie pytaj o nic i daj mi się spakować.
-A co ze stażem?-spytał
-Wszystko załatwiłam. Przepraszam ale tak bedzie lepiej. Na pewno dla mnie.- zapięłam walizkę
-Posłuchaj. Wiem że Zbyszek zawalił ale to jak go kochasz widać na 100 km. Może daj mu szansę co bo i on świruje bez ciebie.
-Piotruś dziękuję ci za szczere chęci ale na razie chcę to sama przemyśleć. Może ja się do tego nie nadaje. Związki ewidentnie mi nie wychodzą. No bo popatrz najpierw Michał potem Zbyszek.
-Nie gadaj głupot. Jesteś piękna i mądra i każdy ci to powie. Nie wyjeżdżaj... wiesz że to bez sensu.!
-Idę do pokoju Zbyszka po resztę rzeczy. Dziękuję ci za wszystko i do zobaczenia niedługo.- pocałowałam Piotrka w policzek i wyszłam z walizka z pokoju

Przez chwilę się zawahałam czy robię dobrze. No bo wiem że Zbyszek nie zranił mnie na tyle bym nie mogła mu wybaczyć ale z drugiej strony między nami rośnie jakaś bariera która utrudnia nam dogadanie się ze sobą. Kiedy szukałam w torebce klucza do pokoju od tyłu wystraszył mnie piłkarz, Kuba:

-Wyjeżdżasz?- spytał zdziwiony
-Tak wyszło.- uśmiechnęłam się delikatnie
-Przeze mnie?
-Nie no co ty. Przez nikogo po prostu tego potrzebuję. Pobyć chwilę sama.
-Szkoda bo polubiłem cię. Może nawet będę tęsknił...- puścił mi oczko
-Ja też będę tęskniła. To co do widzenia tak?
-Do zobaczenia. No bo mam nadzieję że przyjdziesz na chociaż jeden mecz reprezentacji?!
-Przyjdę. Obiecuję.
-Wiem że przeze mnie to wszystko się skomplikowało ale to nie było moim zamiarem. Ja poprostu...
-Wiem i nie tłumacz się. To nie jest twoja wina. Lepiej mnie przytul bo wyjeżdżam.- weszłam mu w słowo
-No dobrze. Skoro mówisz że to nie moja wina...- wzruszył ramionami i po chwili tonęłam w jego silnym uścisku
-Muszę już iść.- westchnęłam
-Jasne. To pa.- pocałował mnie w czoło i sobie poszedł. 

Niepotrzebnie szukałam kluczy bo jak się okazało drzwi do pokoju Zibiego były cały czas otwarte. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam 5 wielkoludów grających na konsoli tylko Zbyszek siedział na łóżku nie zainteresowany grą. Kiedy mnie zobaczyli z walizką od razu zostawili grę i zaczęli zadawać masę pytań. Karol oczywiście miał ich najwięcej.

-Marcela co ty robisz?!- oburzył się Kłos
-Nic a co?- odpowiedziałam
-To po co ci walizka?- następny Wrona
-Bo jadę do domu.- westchnęłam
-Aha a po co jeśli można wiedzieć.- i znowu Kłosik
-Odpocząć.
-Tu możesz odpocząć wkońcu to jest Spała.- dodał Fabian dla efektu machając rękami
-Chłopaki proszę nie będę wam tego tłumaczyła od nowa. To wszystko i tak jest dla mnie trudne. 
-Czym wrócisz do domu?- spytał Zbyszek
-Busem. Dlatego właśnie mam sprawę do Andrzejka. Czy podrzuciłbyś mnie na przystanek. Za 30 minut mam kurs do Rzeszowa.
-Nie zgadzam się. -odburknał Wrona
-Dzięki w takim razie jakoś sobie poradzę. -ominęłam siatkarzy i zaczęłam pakować resztę rzeczy do walizki
-Przecież wiesz że cię zawiozę. Myślałem że może to cię zatrzyma ale skoro nie...
-Dziękuję Andrzej. -uśmiechnęłam się do niego
-Czyli nie zmienisz zdania?- podszedł do mnie Bartman
-Nie. Tłumaczyłam ci to już. spotkamy się jak wrócisz z mistrzostw do domu.
-Nie rozumiem twojej decyzji. Chłopaki dajcie nam chwilę. -Zbyszek spojrzał na kolegów.
-Będę czekał koło auta.- wtrącił Wrona i wyszli
-Zbyszek błagam cię.- zaczęłam ale ten mi przerwał całując mnie 
-Proszę cię zostań.- wyszeptał jak tylko oderwał się od moich ust
-Nie mogę. Nie chcę. Wzięłam zwolnienie więc na razie nie muszę załatwiać wam zastępstwa za mnie na stażu ale błagam cię daj mi pojechać.- z oczu popłynęły mi łzy
-Nie wytrzymam tu bez ciebie rozumiesz. Nie dam rady.
-Muszę iść. Andrzej czeka na mnie.- wytarłam oczy
-Dlaczego to robisz. Spójrz mi w oczy i powiedz czemu?!
-Ja... ja... ja sama nie wiem czemu.- powiedziałam jak tylko spojrzałam mu w oczy
-Ne kochasz mnie?
-Tak cholernie cię kocham że aż sama tego nie rozumiem i dlatego muszę od ciebie odpocząć. Przepraszam.- powiedziałam i wybiegłam z pokoju

Kiedy dotarłam do auta Andrzeja ten czekał oparty o maskę samochodu. Wrzucił mi walizkę do bagażnika i szybko ruszyliśmy w stronę najbliższego przystanku. Oczywiście ten chciał zawieźć mnie prosto do Rzeszowa ale stanowczo odmówiłam. Niestety musiał pogodzić się z tym faktem i tak jak prosiłam zawiózł mnie tylko na przystanek. Pożegnaliśmy się i odjechał w stronę ośrodka a mnie znowu zachciało się płakać. Jak ja wytrzymam bez tych wielkoludów i Zatora i Igły. Sama już nie wiem ale nie mam czasu na zbędne myślenie o tym bo mój bus podjechał. Z walizką w ręku wsiadłam i kupiłam bilet do Rzeszowa. Nie wiem czy mi się zdawało czy to przez moje niewyspanie ale poczułam od kierowcy zapach alkoholu. To pewnie przez moje urojenia.
W busie oprócz mnie było jeszcze jakieś 5 osób więc znalazłam sobie wygodne miejsce i ze słuchawkami w uszach odpłynęłam. Z zamkniętymi oczami cały czas miałam w głowie błagalny głos Zbyszka " Proszę cię zostań" i jego załzawione oczy.
Już prawie zasypiałam kiedy poczułam szarpnięcie i następne co pamiętam to huk i i ból głowy.


<Zbyszek>


Wyjechała. Zostawiła mnie. I co ja mam teraz zrobić. Po jej wyjściu z mojego już pokoju usiadłem na łóżku i bez celu zacząłem wpatrywać się w okno. Wtedy do pokoju weszli Karol, Piotrek, Fabian i Igła.

-I co pojechała?- spytał Karol
-Tak - odpowiedziałem
-Andrzej ją zawiózł?
-Tak. 
-Wszystko okej?- teraz to spytał Igła
-Tak okej. Kobieta którą kocham właśnie mnie zostawił i wiecie co jest mi z tym zajebiście nie widać.!- wybuchłem
-Spokojnie Zibi. To jeszcze nie koniec nie zostawiła cię.- wtrącił Fabian
-Serio? Mnie się wydaje że koniec skoro oddała mi to.- z kieszeni wyjąłem pierścionek
-Ooo stary. Nie wiem co ci powiedzieć.- Drzyzga usiadł obok mnie
-Nic nie mówcie. To bez sensu.- westchnąłem
-Daj jej czas. Ochłonie i wróci. Ona cię kocha.- odezwał się Ignaczak
-A co jeśli nie?! Pierwszy raz w życiu się zakochałem, tak beznadziejnie się zakochałem nie wyleczę się z niej. Nie dam sobie rady bez Marceliny.- spuściłem głowę
-Dasz radę. Ona cię kocha i nie zostawi. Przemyśli wszystko i wróci.- w drzwiach pojawił się Piotrek
-Co tu robisz?- spytałem go
-Przyszedłem sprawdzić co robicie. Mam nadzieję że nie jesteś zły że jej pomagałem?!
-Nie no co ty. Powinienem ci podziękować w sumie.- uśmiechnąłem się nikle
-Jestem. - do pokoju wszedł Wrona
-I co pojechała?- spytał go Karol
-Tak pojechała. Widziałem że się wahała więc niedługo wróci.- uśmiechnął się
-Skoro się wahała trzeba było ją zatrzymać.- podniosłem się z miejsca siedzącego
-Spokojnie Zibi. Ten czas jej się przyda. Mogę się założyć że nie minie tydzień a znów ją zobaczymy.

Chłopaki wrócili do gry na konsoli a ja cały czas miałem w ręku telefon z wybranym numerem Marceli. Wystarczy wcisnąć zieloną słuchawkę. Patrzę na jej zdjęcie i mam ochotę zadzwonić ale nie chcę jej nękać niech przemyśli wszystko w spokoju. 
Zdziwiłem się kiedy nagle ekran telefonu mu zgasł a kilka sekund potem zobaczyłem że dzwoni do mnie Marcela.
Szybko odebrałem

-Marcela?
-Zbyszek.. Proszę przyjedź po mnie. Zabierz mnie stąd.- usłyszałem jej zapłakany głos










-----------------------------------------------------



Witajcie. Jestem. Żyję.Nie umarłam. 
Dłuuugo mnie tu nie było jestem tego świadoma. Dużo razy obiecywałam że rozdziały będą się pojawiały w ciągu tygodnia ale przerosła mnie ilość obowiązków i tak się stało że na pisanie brakło czasu.
Mam nadzieję że czekaliście cierpliwie i nie uciekliście od czytania moich wypocin. Jako że zostało jeszcze kilka rozdziałów zamierzam dokończyć bloga i pisać już systematycznie :)
Mam nadzieję że wybaczycie mi nieobecność ;(

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 51.

<Marcela>

Zamknięta w łazience Cichego słyszałam jak Zbyszek pytał Piotrka czy ten mnie nie widział bo musimy porozmawiać. Na sam dźwięk głosu atakującego łzy popłynęły mi z oczu. Wiem że ta nasza kłótnia była bez sensu bo oboje bardzo się kochamy i żadne z nas nie chciało drugiemu ubliżyć ale chyba musimy przemyśleć parę spraw na osobno.
 
 Następne 3 dni spędziłam w pokoju Cichego. Piotrek codziennie przemycał mi jedzenie ze stołówki i ze sklepu tak żeby Bartman się nie zoorientował. Po tych trzech dniach bez Zbyszka zdążyłam zrozumieć jak bardzo go kocham. Postanowiłam wkońcu wyjść z pokoju bo dalsze ukrywanie się nic nie da. Spędziłam pod prysznicem jakieś dobre pół godziny ale kiedy ubrana wyszłam z łazienki poczułam się dużo lepiej. Wiedziałam że Piotrek nie dopuści do tego żeby Zbyszek dowiedział się że tu jestem więc położyłam się na łóżku Cichego i zasnęłam. Nie wiem jak długo spałam ale obudził mnie dźwięk telefonu. Już miałam odrzucać połączenie myśląc że to Zbyszek ale okazało się że to Piotrek dzwoni. Odebrałam:

-Słucham?
-Hej... Zejdziesz na kolację czy ci coś przynieść.?- spytał
-Zejdę. Za chwilę będę na dole.- odpowiedziałam
-Jesteś pewna. No bo wiesz....
-Jestem pewna. Czekaj na mnie przy wejściu do stołówki. Za minutę będę.- odpowiedziałam i się rozłączyłam

Szybko związałam włosy w wysokiego kucyka i podkreśliłam oczy kredką po czym zbiegłam na dół do stołówki. Piotrek faktycznie czekał na mnie przy wejściu. Uśmiechnął się do mnie czule i objął

-Jak ty się czujesz. Mogłem ci przynieść kolację. -Przestań Piotrek. Czuję się ok nie musisz traktować mnie jak chorą.
-Ale wiesz że on tam jest.?
-Wiem i co z tego. Po kolacji idę na spacer po lesie masz ochotę się przyłączyć.- spytałam kiedy weszliśmy na stołówkę
-Chętnie ci potowarzyszę. - uśmiechnął się
-No i super.- powiedziałam po czym złapałam za sałatkę i ciemny chleb.
-Gdzie siadamy?- spytał
-Ja przy stoliku Andrzeja, Karola, Winiara i Mariusza a ty...
-A ja idę z tobą.- przerwał mi
-Nie musisz trzymać ze mną komitywy bo chłopaki się obrażą na ciebie i Zbyszek też będzie na ciebie cięty.
-Nie interesuje mnie to. Idę z tobą.- odpowiedział
-Hohooo kogo moje cudne oczy widzą. Marcelka zapraszamy.- pierwszy odezwał się Kłosik
-Mogę dziś z wami zjeść, czy nie bardzo?.- zrobiłam kocie oczy
-No co ty nie ma pytania. Siadaj.- odpowiedział Winiar
-Dzięki.- odpowiedziałam
-Jesteś. Gdzie się podziewałaś? Możemy pogadać.- usłyszałam za plecami ten boleśnie znajomy głos
-Piotrek też z nami usiadzie.- powiedziałam chłopakom ignorując Zbyszka
-Marcela błagam....- złapał mnie za rękę
-Nie dotykaj mnie.- syknęłam
-Błagam porozmawiajmy...
-Nie ma tu o czym rozmawiać i czego naprawiać. Już swoje powiedziałeś a teraz daj mi spokój.
-Przecież wiesz że nie chciałem. Poniosło mnie.- westchnął
-Dobra chcesz rozmawiać to ok. Ale nie tu.! Na zewnątrz.
-Chodźmy.- wziął mnie za rękę
-Nie teraz. Po kolacji.- wyrwałam mu rękę i usiadłam.
-Ok.Dziękuję.- powiedział i odszedł
-Jesteś pewna że chcesz z nim rozmawiać.- odezwał się Cichy
-Kiedyś i tak bym musiała to zrobić. Nie obraź się ale będziemy musieli przełożyć nasz spacer.
-Ok pójdziemy jutro.- uśmiechnął się
-Nie no pójdziemy dziś tylko tak pół godziny później. Pogadam z nim i pójdziemy.- puściłam mu oko
-Ok. Cieszę się.- objął mnie ramieniem
-Ej no. A my też możemy?- spytał Wrona
-Właśnie. Też chcemy na spacer.- Karol zrobił smutną minę
-Prooooosimyyy....- Michał i Mariusz powiedzieli równo
-Wy też?- zdziwiłam się
-A jak?! Jak wszyscy to wszyscy.!- stwierdził Szampon
-No to ok. W takim razie idziemy wszyscy.- roześmiałam się

Zaraz po kolacji wyszłam przed ośrodek. Od razu go zobaczyłam. Siedział na ławce ze spuszczoną głową rysując coś butem na ziemi. Chciałam podejść do niego i go przytulić kiedy przypomniały mi się jego słowa. Coś znowu ukuło mnie w serce i sprawiło że stałam sie zimna i wyrachowana. Nie obchodziło mnie to że on żałował i chciał przeprosić. Liczyło się to że on mi nie ufa a to najważniejsze.
Podeszłam do niego pewnie i usiadłam na ławce obok niego. Od razu podniósł głowę i spojrzał na mnie niepewnie. Jego oczy były takie dziwne jakby przez spojrzenie chciał mi powiedzieć co czuje a ja wszystko zrozumiałam. On cierpi i tęskni tak samo jak ja.!
Pewnie przez dwie godziny patrzylibyśmy sobie w oczy bez słowa kiedy postanowiłam to przerwać

-Chciałeś rozmawiać...
-Tak. Marcelka nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłem przez te dni. Tak strasznie się o ciebie bałem. Błagam wybacz wiesz że nie chciałem cię obrazić.
-To nie ma już znaczenia.-westchnęłam
-Jak to? Błagam cię nie skreślaj nas z takiego powodu.
-Nie obraziłeś mnie swoimi słowami. Bardziej zabolało mnie to że mi nie ufasz.! Ile razy powtarzałam ci że tylko ciebie kocham.? Ja już tak nie mogę...
-Ale ja ci ufam. Ja się poprostu boję że mnie zostawisz dla innego... lepszego.- westchnął
-Potrzebuję teraz czasu dla siebie. Chcę to sobie wszystko przemyśleć. Wybacz.- obok niego na ławce położyłam pierścionek zaręczynowy
-Bie oddawaj mi go. Proszę cię daj nam szansę....
-Muszę iść.- wstałam i pobiegłam w stronę lasu

Słyszałam jak Zbyszek jeszcze mnie wołał ale nawet się nie odwróciłam. Nie chciałam by widział moje łzy. Tak... znowu przez niego płaczę ale ja inaczej nie umiem. Sama nie wiem dlaczego oddałam mu ten pierścionek skoro tak bardzo go kocham. Już nic nie wiem.

<Zbyszek>

Po tym jak chłopaki o mało nie pobili mnie za to co zrobiłem Marcelinie nie mogę się pozbierać. Minęło 3 dni a ja nie wiem gdzie ona jest i co robi. Czy jest bezpieczna i czy jest szansa że mi wybaczy?! Dzwoniłem do niej prawie z 1000 razy ale ani jednego połączenia nie odebrała. Napisała mi tylko sms "Nie dzwoń do mnie".  Jestem u skraju załamania. Przez swoją głupotę i choleryczną zazdrość ją straciłem. 
Kiedy zobaczyłem ją na kolacji w stołówce to tak jakbym zobaczył ducha. nie byłem w stanie uwierzyć że wróciła. A jednak, a skoro wróciła to mam szansę wszystko naprawić. 

Po rozmowie z Marcelą zawalił mi się świat. Oddała mi pierścionek który dałem jej w szpitalu i uciekła. Nie kocha mnie.! Zniszczyłem wszystko. Zniszczyłem naszą miłość. Jestem idiotą. Postanowiłem że to naprawię. Za wszelką cenę... ja ją muszę odzyskać. 
Schowałem pierścionek do kieszeni i ruszyłem w stronę lasu gdzie pobiegła Marcelina. Wiem że prawdopodobieństwo że ją spotkam jest prawie żadne ale muszę chociaż spróbować.  Nie wiem ile błądziłem po tym lesie godzinę może dłużej ale mi się udało. Znalazłem ją. Siedziała pod drzewem z kolanami pod broda i patrzyła w jakiś punkt. Powoli do niej podszedłem i usiadłem obok. Dopiero teraz dostrzegłem jej twarz zalaną łzami. Nie wiem kiedy ale i moje oczy zaszkliły się od łez

-Marcelina....
-Jak mnie tu znalazłeś?- wytarła oczy
-Szukałem aż znalazłem. Dlaczego płaczesz?- spojrzałem jej w oczy
-A jak myślisz co?- prychnęła
-To przeze mnie? Przeze mnie płaczesz.? Jeśli tak to przestań. Nie jestem tego wart. Nie jestem wart twoich łez.- powiedziałem ledwie wstrzymując łzy
-Zbyszek przestań. To nie o to chodzi rozumiesz?!
-To o co chodzi.?
-O mnie.! Jestem słaba. Tak cholernie słaba. - westchnęła ciężko
-Źle się czujesz?- wystraszyłem się
-Tu nie chodzi o moje zdrowie. Tu chodzi o mojego ducha. Nie wytrzymuje tego. Nie jestem w stanie się uspokoić. Przerasta mnie to wszystko rozumiesz?!- powiedziała
-To przesz to co ci powiedziałem. Wiesz że nie chciałem tego bo cię kocham.
-No i o to chodzi. Bo ja też cholernie cię kocham ale to wszystko mnie męczy. Codzienny widok Miśka i twoja zazdrość.Chcę wracać do Rzeszowa.- stwierdziłam
-Jak to? A co z twoim stażem?- wystraszyłem się
-Przyślą wam kogoś na moje miejsce. Już rozmawiałam z kim trzeba. Jutro jade do domu.- wstała z ziemi
-A co z nami?- wydukałem
-Nie wiem. Na razie skup sie na kadrze i grze. Stephane liczy na ciebie. Co potem to się okaże.
-Doskonale wiesz że nie skupię sie na grze kiedy nie wiem czy mam do kogo wrócić. Bez ciebie to nie będzie miało sensu równie dobrze też mogę wrócić do domu.- westchnąłem
-Nie mów tak. Wszystko sie jakoś poukłada. Muszę iść się spakować. Cześć.-westchnęła i ruszyła w kierunku ośrodka
-Nie rób mi tego. Nie zostawiaj mnie.- powiedziałem już sam do siebie




---------------------------------------------------



Jestem :)
A wyżej komplikacje i komplikacje. 
tyle mam do powiedzenia. Nie wiem kiedy będzie nastepny w przyszłym tygodniu pewnie:)
Do nastepnego w takim razie :*

czwartek, 19 marca 2015

Rozdział 50.

<Marcela>


Siedziałam sobie wygodnie na ławce przed ośrodkiem kiedy koło mnie pojawił się ten cały Błaszczykowski. W sumie mogłam powiedzieć Zbyszkowi że wychodzę ale i tak zaraz spotkamy się na obiedzie więc może nie będzie tak zły. To ja się zdenerwowałam kiedy piłkarz bezczelnie się do mnie dosiadł i zaczął mnie bajerować.


-Co tu robisz sama?- spytał
-Siedzę nie widzisz.- odburknęłam
-To to widzę ale dlaczego. Gdzie twój rycerz to znaczy Zbyszek?
-O co ci chodzi konkretnie co?- poddenerwowałam się
-O ciebie. Dlaczego tak właściwie z nim jesteś co? Przecież mogłabyś mieć kogoś lepszego?!
-Bo go kocham. Z resztą po co ja ci się tłumaczę.
-Zbyszek to ciota. Nie pomyślałaś żeby znaleźć sobie prawdziwego mężczyznę?
-Przesadziłeś. Nie obrażaj mojego narzeczonego... kończmy tą rozmowę ok?!
-No przestań. Wiem że jego sława i pieniądze są kuszące ale ja też mogę ci to zapewnić. Do tego będę twój w całej okazałości.- pokazał po sobie  
-Słucham? Wydaje mi się czy się przesłyszałam.- spoliczkowałam go
-Czyli ty tak na serio z nim?- spytał
-Tak na serio. Może lepiej skończmy ta rozmowę bo dojdzie do nieprzyjemności.- wstałam
-Poczekaj. Przepraszam za swoje zachowanie. Pomyślałem że jesteś świetna dziewczyną i że może warto do ciebie podbić ale skoro kochasz Bartmana to rozumiem i nie będę wchodził wam w drogę.
-Fajnie.- odburknęłam
-Ja mówię serio. Przepraszam nie wiedziałem że to taka prawdziwa miłość. Nie chciałem cię obrazić. -spuścił głowę
-Ok nie gniewam się. Mimo wszystko...- westchnęłam
-To co kiedy się chajtacie co?- spytał
-Skąd to pytanie?- zdziwiłam się
-Z ciekawości...
-Nie wiemy jeszcze ale nie chcemy długo czekać.- uśmiechnęłam się delikatnie
-W takim razie życzę wam szczęścia. Mam nadzieję że będziecie szczęśliwi- wstaliśmy oboje
-Dzięki... napewno będziemy.
-Mogę cię przytulić?- spytał niepewnie
-Jasne tak po przyjacielsku... czemu nie.- odpowiedziałam i po chwili wylądowałam w ramionach piłkarza
-Szkoda że jesteś zaklepana. No ale cóż mogę zrobić.- westchnął puszczając mnie z objęć
-Przykro mi.- uśmiechnęłam się
-Co to ma być co?- za plecami usłyszałam głos Zbyszka
-Zbyszek a co ty tu...- zaczęłam
-O to samo chciałbym zapytać ciebie? Co to ma znaczyć?
-To nie tak jak myślisz stary, ja tylko...- zaczął Kuba
-Zamknij się bo nie z tobą rozmawiam.- przerwał mu Bartman
-Uspokój się tu do niczego nie doszło. Widziałeś nasze pożegnanie to wszystko.- powiedziałam spokojnie
-A przed pożegnaniem co było? Zdradziłaś mnie? No odpowiedz?- krzyknął
-O czym ty mówisz. Nie zdradziłam cię. Proszę cię porozmawiajmy spokojnie.
-Posłuchaj my...- wtrącił piłkarz
-Idź stąd bo zaraz obiję ci mordę a nie chcę mieć problemów u trenera.- wysyczał atakujący
-Zbyś błagam porozmawiajmy jak dorośli. Tłumaczę ci że....
-Jak mogłaś. Ufałem ci a ty mnie tak zraniłaś.- powiedział
-Ale ja nic nie zrobiłam. My tylko rozmawialiśmy.
-Bolało cię kiedy Michał cię zostawił dla Moniki. Teraz wiem co czułaś bo czuję się jakby mi ktoś przywalił obuchem w głowę. Dlaczego?- spytał
-To była tylko rozmowa. Nic nie znaczyła siedziałam tu sama i on przyszedł. Nic złego nie zrobiłam.- westchnęłam
-Mówiłaś mi że mnie kochasz...
-Bo kocham. Nikogo nie kocham tak jak ciebie zrozum.- podeszłam do niego i się do niego przytuliłam ale jego ciało było bardzo napięte
-Marcela spójrz mi w oczy- odsunął się ode mnie- Czy kiedykolwiek mnie zdradziłaś?- spytał
-Nie ufasz mi?- zakuło mnie serce
-Odpowiedz?- warknął a mi do oczy napłynęły łzy
-Nie mamy o czym rozmawiać. Pogadamy jak ochłoniesz.- odwróciłam się i chciałam odejść
-Miałem rację. Uwiódł cię tak?
-Kto? Kuba... przecież poznałam go dziś. Kiedy miał mnie uwieść co?- teraz ja zalana łzami zaczęłam krzyczeć
-No nie wiem może tylko udawaliście że się nie znacie...
-Puknij się w głowę Bartman. Co ty wymyślasz. Masz za bardzo bujną wyobraźnię wiesz.!
-Odegrałaś się za Michała? On nie był ci wierny więc ty mnie też nie byłas?
-Pieprz się Bartman. Tu popaprańcu.!
-Niestabilnie uczuciowa małolata.- krzyknął
-Tak o mnie myślisz. Ok, w takim razie to koniec.- odpowiedziałam i pobiegłam w stronę ośrodka

Kiedy wbiegłam do pokoju dotarło do mnie do czego doszło przed chwilą. Nie wierzę w to że tak się pokłóciliśmy przecież nigdy takie sytuacje nie miały miejsca. Nie chcę teraz patrzeć na Zbyszka więc zabieram potrzebne rzeczy i udaję się do pokoju Piotrka. Wiem że ma wolne łóżko w pokoju, mam nadzieję że będę mogła się u niego zatrzymać. Kiedy zapukałam kilka razy dotarło do mnie że pewnie jest jeszcze na obiedzie. Usiadłam koło drzwi i zamknęłam twarz w dłoniach. Po jakiś 10 minutach Piotrek pojawił się przy pokoju.

-Marcela? Co ty tu robisz?- spytał a ja podniosłam głowę
-Przechowasz mnie parę dni?- spytałam zapłakana
-Chodź. Opowiesz mi wszystko.- pomógł mi wstać i  chwilę potem siedziałam już na jego łóżku opowiadając mu co zaszło


<Zbyszek>


Tak ta sytuacja z Marcelą podniosła mi ciśnienie że sam nie panowałem nad tym co robię i mówię. Usiadłem na ławce i spuściłem głowę ku ziemi. Sam nie wiem kiedy z oczu polały mi się łzy. Ja nigdy nie płaczę. To nie jest zgodne z moim charakterem ale ta sytuacja z przed 5 minut mnie rozbiła. Kocham Marceliną najbardziej na świecie a nawet nie chciałem jej wysłuchać i zrozumieć. Tak bardzo bałem się że ode mnie odejdzie że straciłem ją w inny sposób. Nic na tym nie wygrałem, właściwie to przegrałem wszystko.
Pięści same mi się zacisnęły a oczy wypuszczały coraz więcej łez. Powiedziała że to koniec. Nie będzie ślubu ani wspólnego życia. Z resztą jakiego życia? Bez Marceliny moje życie jest nic nie warte. Sam nie wiem dlaczego rozwiązanie dopiero teraz mi się nasunęło... Ja ją muszę przeprosić i odzyskać. Jeśli mnie zdradziła to wybaczę jej to ale niech wróci.
Szybko pobiegłem do naszego pokoju jak się okazuje zamkniętego na klucz. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem jej walizkę. Jednak brakowało w niej ubrań co mnie zaniepokoiło. Stwierdziłem że podpytam chłopaków gdzie ona jest. Zacząłem chodzić od pokoju do pokoju i pytać o nią ale nikt nic nie wiedział. Jako ostatni był pokój Piotrka. W duchu błagałem by ona tam była. Jednak kiedy wszedłem okazało się że prócz Piotrka nikogo w nim nie ma. Wtedy do głowy wpadł mi Błaszczykowski... może to do niego poszła. Szybko pobiegłem do niego i zapukałem w drzwi. Otworzył po jakiejś minucie

-Jest u ciebie Marcela?- spytałęm
-Nie ma. Od tej akcji przy ławce się z nią nie widziałem a co?- zdziwił się
-Szukam jej, muszę z nią porozmawiać.- westchnąłem
-Wejdź na chwilę. Pogadamy. powiedział i sam nie wiem czemu się zgodziłem
-No więc?- spytałem
-Posłuchaj wiem jak to wyglądało ale między mną a twoją narzeczoną nic nie zaszło.- powiedział
-Co?- zdziwiłem się
-No tak, nawet chciałem do niej zarwać ale kiedy spróbowałem od razu mnie spławiła. Powiedziała że wychodzi za ciebie a kiedy spytałem kiedy się pobieracie powiedziała że nie chce długo czekać. Ona cię kocha nie myśli o skokach w bok. Pogadaliśmy chwilę i kiedy życzyłem wam szczęścia zwyczajnie się przytuliliśmy. Nic więcej.
-Mówisz prawdę?- spytałem zmieszany
-No jasne że tak. Chciałbym mieć taką laskę jak ona... Piękna, ale i charakter ma wspaniały. Niestety ale to ciebie kocha.- wzruszył ramionami
-Dzięki.- wstałem i podałem mu dłoń
-Za co?
-Za to co mi powiedziałeś. Muszę ją teraz znaleźć bo chyba właśnie wszystko spierdoliłem.- westchnąłem
-Znajdź ją i zrób to szybko. To wspaniała dziewczyna nie zasługuje na to żeby przez kogoś takiego jak ty czy ja płakać.
-Wiem. Trochę późno ale to zrozumiałem. -westchnąłem i ruszyłem w stronę wyjścia z ośrodka

Szukałem jej dosyć długo. Sprawdziłem praktycznie wszędzie ale nigdzie jej nie ma. Zacząłem się martwić a na jej telefon wysłałem chyba z milion wiadomości. Dzwoniłem praktycznie non stop do momentu w którym wyłączyła telefon. Zacząłem się przeklinać za swoją głupotę no ale co się stało to się nie odstanie jak to mówią. Koło 21;00 wróciłem do pokoju. Nie liczyłem na to że ja tam zastanę jednak kiedy szarpnąłem za klamkę drzwi otworzyły się. Z myślą że to Marcela wszedłem szybko do pokoju. To co tam zastałem zaskoczyło mnie ale wiedziałem co się święci.





-------------------------------------------------






Jestem :)
Rozdział jaki jest to jest ale się pojawił tak jak powiedziałam :)
Wiem że krótki ale niedługo pojawi się następny :*
Bywajcie :*

piątek, 13 marca 2015

Rozdział 49.

<Marcela>


Po tym jak Krzysiek wparował do naszego pokoju oboje ze Zbyszkiem wpadliśmy w śmiech. W jego oczach widziałam przerażenie. Biedny Ignaczak musiał znowu coś nabroić i teraz boi się konsekwencji

-Co się stało?- spytał go Zbyszek
-Jestem idiotą. Po chuja to zrobiłem. Chłopaki mnie zabiją.- uderzył się w czoło
-Co zrobiłeś?- dopytałam
-No bo on mnie wkurzył bo powiedział że nie umiemy grać więc ja mu odpysknąłem że jest ciotą i teraz oni chcą meczu. Ja nie wiedziałem że to się tak skończy przepraszam. Chłopaki mnie zabiją. Już widzę jak Stephane wiesza moją głowę na maszcie.
-Igła po kolei coś ty namieszał.
-No już. - wziął głęboki wdech - bo spotkałem na korytarzu piłkarzy nożnych i powiedzieli do mnie że uprawiamy babski sport no więc im odgryzłem że są pojebani. I tak od słowa do słowa wyszedł zakład. Mamy zagrać mecz piłki nożnej żeby udowodnić tym pajacom że w każdej dyscyplinie jesteśmy lepsi. - powiedział
-Na serio?- parsknęłam śmiechem
-Marcelka błagam cię i tak wiem że mam przejebane nie dołuj mnie już.
-No faktycznie chłopaki cię zabiją. Powodzenia na meczu wam życzę.- powiedział Zbyszek
-Ej Zibi pomóż mi może jak się zgodzisz zagrać to i oni się zgodzą i nie będzie obory...
-Nie ma takiej opcji. Nie będę robił z siebie idioty.
-Błagam cię stary pomóż mi...
-Zbyszek może stań po stronie Igły co? Wtedy jakoś łagodniej to wszystko obejdzie co?!
-Marcela i ty przeciwko mnie? Nie wstyd ci?- Zibi spojrzał na mnie dziwnie
-No proszę... Igła musi przeżyć żeby zaprowadzić mnie do ołtarza prawda. Pomóż mu.- zrobiłam słodkie oczy
-Jakiego ołtarza?- wtrącił Igła
-Chciałabym żebyś w dniu ślubu zaprowadził mnie do ołtarza. Nie mam ojca więc...- wydukałam
-Nic mi nie tłumacz. Pewnie że to zrobię. To zaszczyt prowadzić cię do ślubu. Dzięki że mnie o to poprosiłaś.
-To ja dziękuję że się zgodziłeś.- odpowiedziałam
-Zibi proszę zgódź się. Bez ciebie to nie wyjdzie...- westchnął Igła
-Błagam cię Krzysiek. To będzie istny cyrk nie chcę brać w tym udziału...
-A ja przyjdę na ten mecz. Będę was wspierała- powiedziałam pewnie
-Słucham?- wtrącił Zibi
-No co? Pójdę na ten mecz. Poogladam sobie piłkarzy w akcji.- stwierdziłam z premedytacją, wiem jak to zadziała na Zbyszka
-Niech wam będzie. Zagram ten mecz. Ktoś musi pokazać klasę i pilnować Marceli.- stwierdził zrezygnowany Bartman

Kiedy tylko chłopaki dowiedzieli się o tym w co wpakował ich Igła faktycznie chcieli go zabić ale to że ja i Zbyszek staliśmy z Ignaczakiem trochę ostudziło ich gniew i tak właśnie jutro gramy mecz z piłkarzami. Nawet Antiga w miarę ucieszył się z pomysłu meczu, stwierdził że będzie to nowa odmiana treningu dla chłopaków.
Z samego rana wzięłam długi prysznic. Musiałam doprowadzić do porządku moją skórę i włosy co zajęło mi chwilę. Jako że dzień jest dziś mega gorący ubrałam białą bokserkę jasne szorty i ulubione miętowe air maxy. Włosy związałam w kucyka a na nos założyłam Zbyszkowe ray bany. Zbyszek zawsze złości się na mnie że je biorę ale one są świetne i lubię je a on i tak nie umie się na mnie gniewać. Na boisko koło ośrodka szliśmy w piątkę tj. ja, Zbyszek, Karol, Andrzej i Igła. Nastroje chłopaki mają dosyć napięte, tylko ja idę zadowolona no bo pogoda jest piękna i spędzimy dzień na  świeżym powietrzu. Kiedy dotarliśmy na miejsce piłkarze siedzieli na ławce i coś obgadywali. Spotkaliśmy też Rafała, Fabiana, Michała Kubiaka i Winiara. Na widok Krzyśka podbiegł do nas jeden z piłkarzy a za nim dwóch kolejnych tak więc pomyślałam- ohhho będzie ciekawie.!.

-No i co Ignaczak nie wystraszyłeś się przegranej?- spytał jeden
-Czego mam się bać skoro nie przegram.- roześmiał się libero
-To się okaże... A ty jesteś...- spojrzał na mnie
-Marcela.- odpowiedziałam chłodno a Zbyszek mocniej mnie objął
-Ja jestem Błaszczykowski. Kuba Błaszczykowski.- uśmiechnął się i ucałowal moja dłoń
-A ty co w bonda się bawisz. Odwal się od niej ona jest tu z nami.- powiedział Karol
-Zawsze może zmienić front...
-Nie sądzę aby do tego doszło.- odpowiedziałam pewnie
-Jak chcesz.- odpowiedział - Wygramy ten mecz a wtedy zobaczysz że jeszcze przyjdziesz.- mrugnął do mnie i poszedł sobie
-Bezczelny typ.- odpowiedziałam tylko
-Jestem Kłos. Karol Kłos- Karolek zaczął przedrzeźniać piłkarza
-Daj spokój Karol. Ten typ to pajac.- roześmiałam się

Kiedy zaczął sie mecz usiadłam na ławce koło Mariusza i razem przyglądaliśmy się grze chłopaków. Na początku piłkarze popisywali się odbijając piłkę główką i robili woje triki ale byłam dumna z moich siatkarzy bo się nie dawali. Cichy na bramce spisywał się medalowo bo po 30 minutach gry wynik był 1;1. W ostatnich sekundach pierwszej połowy meczu jednak wynik się zmienił bo Zbyszek się wściekł kiedy Kuba mi pomachał i tak go to nabuzowało że prawie rozwalił bramkę strzelając drugiego gola dla siatkarzy. To bardzo podbudowało siatkarzu i mocno zdenerwowało piłkarzy którzy chcieli szybkiego rewanżu.
Po krótkiej przerwie obie drużyny wróciły na boisko ale już w bez Zbyszka który ustąpił miejsca Rafałowi Buszkowi. Zibi wygodnie usiadł obok mnie i obserwował poczynania chłopaków. Piłkarze dzielnie walczyli ale to jednak moi chłopacy wygrali mecz prowadząc jednym punktem. Krzyśka ogarnęła nieziemska euforia zaczął śmiać się z Kuby Błaszczykowskiego że piłkarze to ekipa frajerów no i prawie skończyłoby się bójką gdyby nie to że Paweł Zagumny odciągnął naszego libero od żądnych zemsty i krwi piłkarzy.


<Zbyszek>


Nie miałem żadnej ochoty grać w tym głupim meczu ale ktoś musiał pilnować Marceli która stwierdziła że chce zobaczyć zmagania siatkarzy i piłkarzy. Od dawien dawna nasze drużyny się nie lubią, piłkarze zawsze obnosili się z tym kim są i że to ich dyscyplina jest ważniejsza ale to w siatkówce Polska osiągała większe sukcesy. Postanowiłem więc zagrać ten mecz i wspomóc biednego Krzyśka który gdyby nie ja z Marcela zginąłby marnie.
Wszystko szło po naszej myśli mecz się toczył i na tym byłem skupiony ale kiedy zobaczyłem jak ten pedałek Błaszczykowski zaleca się do mojej Marceli zdenerwowałem się nie na żarty. Powinienem chyba zamknąć Marcelę w jakiejś piwnicy bez drzwi i okien bo co rusz ktoś mi się do niej zaleca.

Zaraz po meczu wszyscy wróciliśmy do pokoi żeby odświeżyć się przed obiadem. Poszedłem wziąć prysznic. Kiedy wyszedłem z łazienki okazało się że w pokoju nie ma Marceli. Stwierdziłem że pewnie poszła juz na stołówkę więc zamknąłem pokój i zszedłem do miejsca gdzie spożywamy posiłki. Przy stole spotkałem już Igłę, Mariusza, Winiara, Gumę i Zatora.

-Nie widzieliście Marceli? Była tu może?- spytałem
-Nie było jej. A co zniknęła ci?- odpowiedział Winiar
-No szukam jej. Nic.... przejdę się jeszcze po okolicy może ją spotkam.- powiedziałem i wyszedłem ze stołówki

Kiedy wyszedłem z ośrodka zacząłem rozglądać się po okolicy.Szczerze mówiąc to zacząłem się martwić o moja brunetkę no bo po jej ostatniej chorobie zrobiłem się ciut nadopiekuńczy ale to przez to że nie chcę jej stracić.
Kiedy zrobiłem trzy kroki w stronę lasu usłyszałem głos Marceli. Dochodził zza krzaka, więc szybko tam podszedłem. To co zobaczyłem mnie osłupiło. Nie wiedziałem jak na to zareagować. Jedno jest pewne... w tej chwili jestem mocno wściekły.


<Michał>


Po tym całym meczu siatkarzy z piłkarzami nie chciało mi się iść na obiad. Usiadłem sobie na ławce obok osrodka i z okularami przeciwsłonecznymi na nosie wpatrywałem się w niebo. Napisałem Monice że nie pojawię się w pokoju przez najbliższe 3 godziny żeby się nie martwiła bo pewnie zaraz by robiła śledztwo gdzie to zniknąłem. W tej chwili potrzebowałem takiego wyciszenia i przemyślenia wszystkich spraw. Nawet nie wiem kiedy koło mnie pojawił się Karol

-Nie idziesz na obiad?- spytał
-Nie mam ochoty na jedzenie.
-O czym myślisz?
-To nie jest twoja sprawa.- odburknałem
-Ciągle o niej tak?
-Karol kurwa kiedy zrozumiesz że jak się kogoś kocha to nie da się o nim zapomnieć. Nie kiedy mijasz ją codziennie na korytarzu, kiedy patrzysz na jej szczery uśmiech i słyszysz głos który jest lekiem na całe zło. Jej oczy, włosy, usta... to wszystko sprawia że jestem jak dziecko we mgle. nie umiem się odnaleźć.
-Michał wiem o czym mówisz. Rozumiem to wszystko ale przecież zależy ci na jej szczęściu prawda?
-Po co pytasz skoro wiesz?!
-No to uszanuj to że ona jest szczęśliwa z Bartmanem. Kocha go a on kocha ją i nic już na to nie poradzisz.
-Wiem i to boli najbardziej. Powoli jakoś sobie to poukładam... Może kiedy ona juz za niego wyjdzie dotrze do mnie że ją straciłem.- westchnąłem
-Chodź na obiad. Nie myśl o tym.
-Ok chodźmy.- wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy w stronę ośrodka
-Fajnie że juz nie kombinujesz jak ich skłócić.- Karol się uśmiechnął
-Zrozumiałem że to nie ma sensu.- westchnąłem

Kiedy tak szliśmy rozmawiając zza krzaków doszły do nas jakieś krzyki. Zaciekawieni o co chodzi podeszliśmy do miejsca skąd dochodziły wrzaski i wtedy oniemiałem. To Zbyszek i Marcela. Kłócą się i to dosyć poważnie. Obaj z Karolem stanęliśmy jak wryci...

-Skoro tak to ok. Ale powiem ci jedno Bartman... straszny z ciebie popapraniec.- wrzasnęła brunetka
-Ze mnie?! Odezwała się gówniara niestabilna uczuciowo.!- odkrzyknął jej
-Pieprz się Zbyszek.! Nie wierzę że masz o mnie takie zdanie. Ale ok w takim razie to koniec.- zapłakana pobiegła w stronę ośrodka

Postanowiliśmy się nie mieszać tylko po cichu przemknąć do stołówki. Z jednej strony było mi ich zal ale z drugiej strony... może to szansa dla mnie. Szansa na nowy początek z Marcelą?!





---------------------------------------------------------------





Jestem :)
Ostatnio non stop przepraszam więc teraz tez wybaczcie mi spóźnienie...
Nowy rozdział jest jaki jest ale na nic lepszego na chwilę obecna mnie nie stać.
Następny za tydzień :)
Do zobaczenia...

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 48.

<Michał>

Po spotkaniu z Kłosem zabrałem małą do pokoju gdzie spotkałem Monikę. Stała na balkonie z papierosem w ustach i zaciągała się nim co kilka sekund. Znowu mnie zdenerwowała:

-Tyle razy ci mówiłem żebyś kurwa nie paliła.!
-Nie przeklinaj przy małej.- odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc
-To przestań palić.!
-Ta twoja Marcela wróciła no nie.- zgasiła fajkę i weszła do pokoju
-Wróciła i co z tego. I ona nie jest moja... niestety.- ostatnie słowo wyszeptałem
-Nic z tego. Po prostu widziałam ją jak szła z Bartmanem na spacer. Tacy objęci i zakochani. Misiek dlaczego my tak nie możemy co?- podeszła do mnie
-Bo nie jesteśmy zakochani nie pamiętasz.!
-Nie rozumiem dlaczego nie chcesz dać nam szansy. Mamy córkę powinniśmy być razem ciałem i duchem.- westchnęła i spojrzała na bawiącą się na podłodze małą
 -Co ty bredzisz. Kocham to dziecko jakby było moje ale prawda jest taka że mnie zdradzałaś i młoda nie jest moja. Jak ja mam cię kochać po tym co mi zrobiłaś co? Ze strachu wpadłaś mi do domu i wmówiłaś że to moje dziecko. Gdy zobowiązałem się wami zając ty uciekłaś. Musiałem was szukać żeby upewnić się jak było. Dziwisz mi się że cie nie kocham?- krzyknąłem
-Misiu nie chcę się kłócić. Wiem że popełniłam błąd ale nie naprawię tego. Choćbym nie wiem jak chciała. Ty musisz mi wybaczyć.- westchnęła ponownie
-Nie umiem. Nie potrafię rozumiesz. Idę pod prysznic.- odpowiedziałem i poszedłem do łazienki

Kiedy wyszedłem wykąpany nie zastałem Moniki w pokoju. Zdziwiłem się ale nie było ani jej ani młodej. Jej walizka stała nie ruszona więc trochę mnie to uspokoiło, no bo może zwyczajnie zabrała małą na spacer nad wodę. Prysznic pomógł mi się trochę odstresować przed treningiem który mamy za 30 minut. Powoli pozbierałem czyste ubrania i wrzuciłem je do torby treningowej po czym ruszyłem na halę. Muszę odreagować a porządna zagrywka mi w tym pomoże.


<Zbyszek>


Po krótkim spacerze z Marcelina niestety musiałem uciekać na trening więc wróciliśmy do naszego spalskiego pokoju. Oczywiście kazałem brunetce zostać w pokoju i odpoczywać ale do niej mówić to jak grochem o ścianę. Stwierdziła że wpadnie popatrzeć jak gramy i przy okazji pogadać z Antiga o jej powrocie na staż.

-Może jednak zostań w pokoju co?- objąłem twarz brunetki dłońmi
-Dlaczego nie mogę do was potem wpaść co? Przecież nic mi nie jest. Zbyś no nie martw się już tak o mnie co?!- uśmiechnęła się
-No dobrze skoro i tak cię nie przekonam do zmiany decyzji to odpocznij chwilę i wtedy możesz przyjść ok?!
-Ok tatusiu. Zrobię jak każesz. -roześmiała się
-Nie pogrywaj sobie ze mną mała. Wiesz że ja zawsze wygrywam. -pocałowałem ją w usta puściłem oczko i wyszedłem z pokoju

W drodze na trening na korytarzu spotkałem Wronę i Kłosa. We trójkę ruszyliśmy w stronę hali zadowoleni. Coś mnie w środku gryzło jakieś złe przeczucie ale postanowiłem nie robić z siebie głupka i odgoniłem złe myśli.
Szybko przebraliśmy się w stroje treningowe i Stephane zarządził 30 kółeczek biegania.  Potem jeszcze szybki meczyk i byliśmy wolni. Co mnie zdziwiło. To że Marcelka jednak nie przyszła... Na poważnie się wystraszyłem i jak strzała popędziłem do naszego pokoju. Zaraz za mną był Igła i Piotrek Nowakowski którym powiedziałem czemu się tak boję.


<Marcela>

Po wyjściu Zbyszka na trening postanowiłam poprawić swój wygląd i pójść na halę porozmawiać ze Stephanem na temat mojego stażu. Chcę wrócić szybko do swoich zajęć, nie czuję się źle a siedzenie w pokoju mnie wykańcza. Rozczesałam włosy i poprawiłam pościel kiedy spod poduszki wypadł portfel Zbyszka. Podniosłam go z podłogi i otworzyłam. Sama nie wiem po co chyba tylko z kobiecej ciekawości. Uśmiechnęłam się na widok mojego zdjęcia włożonego za plastikową szybkę w przegródce portfela. Przypomniał mi się dzien kiedy Zbyszek zrobił mi to zdjęcie i to jak sie zmieniłam od poznania Zbyszka, aż odruchowo przejechałam po nim palcem. Wtedy ktoś odchrząknął i się otrząsnęłam. W drzwiach pokoju zobaczyłam Monikę z dzieckiem na ręku. Zdziwiłam się i to bardzo aż słów mi brakło:

-Musimy porozmawiać.- powiedziała pewnie
-Yhyym.. a mamy o czym?- wydusiłam z siebie
-Nie udawaj takiej niewinnej. Cały czas mącisz Miśkowi w głowie mogłabyś z łaski swojej przestać.- odstawiła małą na podłogę
-Ale ja nie wiem o co ci chodzi. Ja nic złego nie robię.- westchnęłam ciężko
-Posłuchaj nie chce się z tobą kłócić. Załatwmy to jak dorośli ludzie. Michał jest teraz ze mną i...
-I ja to akceptuję. Kocham Zbyszka a Michał to przeszłość.- weszłam jej w zdanie
-Tyle że on non stop o tobie myśli i gada.
-Przykro mi ale to nie jest moja wina.
-Ustalmy sobie coś...- zapaliła papierosa.- Misiek jest mój jest ojcem mojej córki i nie życzę sobie żebyś nim manipulowała.
-Po pierwsze nie pal przy dziecku a po drugie nie wiem jak jeszcze mam ci to powiedzieć tak żebyś zrozumiała... Kocham Zbyszka bierzemy ślub a to że tobie i Michałowi się nie układa to nie jest moja wina.- powiedziałam powoli i wyraźnie
-Nie mów do mnie jak do analfabetki. Chodzi mi o to żebyś sie odcięła od niego. Nie wiem wyjedź stąd najlepiej.- uśmiechnęła sie do mnie
-Oszalałaś? Nigdzie nie wyjadę to nie ja mam problem. Przykro mi ale nie ma takiej opcji.- roześmiałam się
-Słuchaj suko. Jeśli Michał zostawi mnie i dziecko to obiecuję ci że ta sepsa którą przeszłaś to będzie najprzyjemniejsza rzecz jaką dane będzie ci przeżyć rozumiesz?!
-Czy ty mi grozisz?- zdziwiłam się
-Ostrzegam. Lepiej pilnuj siebie i Bartmana bo jeśli nie...
-To co?- usłyszałam ukochany głos Zbyszka
-Zbyszek... ja...- wydukała Monika
-No pytam.! Co jej zrobisz? Co tu w ogóle robisz i dlaczego straszysz moją narzeczoną?!- Zbyszek jest bliski furii znam go to wiem że tak jest
-Ja chciałam tylko... Ostrzegłam ją. A teraz wychodze.- wzięła małą na ręce
-Teraz to ja cie ostrzegam. zbliż się do Marceli na krok zrób jej krzywdę a będziesz wąchać kwiatki od spodu.
-Zbyszek daj spokój.- odezwałam się
-Żegnam.- Monika powiedziała i wyszła
-Wszystko ok?- Bartman mocno mnie przytulił
-Tak. Ok ja się nią nie przejmuję. Ma do mnie żal że Michał jej nie kocha.- westchnęłam
-Jesli jeszcze kiedyś ona się do ciebie zbliży masz mi powiedzieć rozumiesz. - spojrzał mi w oczy
-Daj spokój...
-Nie ma daj spokój. Obiecaj że mi powiesz.
-Obiecuje że ci powiem.- uśmiechnęłam się delikatnie
-Kocham cię.
-Ja ciebie też mój wybawco i rycerzu.- pocałowałam go w usta

Resztę dnia i wieczoru spędziliśmy w łóżku wtuleni w siebie. Zaczęliśmy planować nasz ślub i wesele okazało się w sumie że mamy podobny gust ze Zbyszkiem w tej sprawie. Jakoś koło 20;00 kiedy omawialiśmy kwestię miesiąca miodowego do naszego pokoju wpadł Igła. minę miał straszną i w sumie wieści nieciekawe....





--------------------------------------------------------------





Jestem :)
Tak strasznie przepraszam wiem że nawalam z rozdziałami ale widzę że jest coraz mniej odsłon więc jakoś chyba brak mi motywacji do dalszego pisania.
Należy mi się kara to napewno:(
Nie wiem kiedy będzie następny może za tydzień może za dwa. Ale pojawi się to mogę obiecać :)