niedziela, 6 września 2015

Rozdział 57.

<Zbyszek>


Od wizyty rodziców minęły już jakieś 4 dni a ja widzę jak Marcela przejęła się słowami mamy. Co chwila biega coś zmienia tak by wizja naszego ślubu spodobałą się mojej mamusi. Zaczyna mnie to denerwować ale staram sie nie denerwować bardziej mojej ukochanej bo wiem ile ją kosztuje takie bieganie i załatwianie wszystkiego. Rozdaliśmi i rozesłaliśmy już wszystkie zaproszenia, co dziwne udało nam się to zrobić bardzo szybko. Staram się jej pomagać jak mogę ale treningi zajmują mi większość czasu a jutro rano jedziemy na mecz wyjazdowy do Bełchatowa.
Obudziłęm się jako pierwszy, Marela jeszcze sobie pochrapywała więc postanowiłem zrobić jej jakieś śniadanie. Wstałem po cichu i udałem się do kuchn i wcześniej zamykając drzwi do sypialni. Szybko nastawiłem kawę w ekspresie i zacząłem zmagać się z naleśnikami. Naleśniki są bardzo proste i do tego smakują mojej Marceli więc postawiłem na nie. Zajęło mi to jakieś 30 minut ale z gotowym śniadaniem na tacy po cichu wszedłem do sypialni. Marcela tylko się poruszyła i wtulona w poduszke spała dalej. Zadziwia mnie to jaki ona ma dobry i mocny sen. Odstawiłem tacę i powoli zacząłęm budzić brunetkę całując ją za uchem. 

-Która godzina?- wychrypiała
-Przed dziewiątą, Możemy jeszcze poleniuchować bo trening mam dopiero o 11.00.- uśmiechnąłem się
-Co? O nie ja mam jechać w sprawie obrusów na stoły i muszę zmienić zastawę stołową. Nie mam czasu...- szybko się podniosła
-O co to to nie. Siadaj i zjedz. Nigdzie nie jedziesz.!- złapałem ją w talii
-Ale Zbyszek...
-Nie ma żadnego ale. Zastawa jest ok i obrusy też nie rozumiem co ty chcesz zmieniać?!
-To ty nie rozumiesz że wszystko musi być idealnie wiesz jak zależy na tym twoim rodzicom.- westchnęła
-Miśka słuchaj.... to jest nasz ślub nasze wesele a nie moich rodziców. Zamęczysz się tym wszystkim a ja nie mogę już na to patrzeć, Wszystko jest pięknie a ja nie chcę żebyś cokolwiek zmieniała.
-Zbyszek ja się poprostu boję tego ślubu. Chciałabym mieć to już za sobą. 
-A ja właśnie nie. Nie mogę się doczekać kiedy zobaczę cię w białej sukni i kiedy nałożę ci na palec obrączkę. To ma być nasz slub a nie moich rodziców.- uśmiechnąłem się do  niej
-Pokażę ci co już załatwiłam. I muszę zapłacić zaliczke na bukiet ślubny. Pokażę ci.- chwyciła za laptopa
-Ehh no dobrze.- westchnąłem
-Spójrz. Może być?- pokazała mi bukiet na zdjęciu
-Oczywiście. Piękny ale jak wiesz jestem facetem nie przywiązuję do tego takiej wagi jak ty....- uśmiechnąłem się
-Wiem ale chcę ci pokazać jakich wyborów dokonuję. Na stołach i ścianach będzie dominował blady róż taki jak na kwiatach. Myślałam nad czerwonym albo fioletem ale Ola powiedziała że to takie oklepane więc odrzuciłam te pomysły. Na stołach chcę postawić....-zaczęła mi nawijać więc szybko ją pocałowałem
-O co chodzi? Dlaczego mi przerwaleś?- spytała jak tylko się oderwaliśmy od siebie
-Chciałem żebyś chociaż na chwilę przestała mówić i myśleć o tym ślubie.- powiedziałem z uśmiechem
-Wariat.- roześmiała się

Na szczęście resztę przedpołudnia spędziliśmy bez gadania już o ślubie. Marcela wykonała pare przelewów i na tym skończyliśmy na dziś ten temat. Umówiliśmy się na spacer po moim treningu i ja niestety musiałem wyjść, 



<Marcela>


Może Zbyszek ma rację i może faktycznie za bardzo przejmuję się tym weselem. Co ja poradzę że boję się że rodzina Zbyszka stwierdzi że do niego nie pasuję bo przecież on to wielki siatkarz najlepszy jakiego znam a ja... ja jestem zwykłą cichą i przeciętną Marcelą. 
W trakcie ubierania się dostałam e-maila w sprawie wyboru słodyczy na candy bar. Westchnęłam głośno i ubrałam na siebie to. Włosy spięłam w wysokiego kucyka na twarz nałożyłam delikatny i naturalny makijaż, Zaczęłam zbierać swoje rzeczy do torebki kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. W przekonaniu że to Ola szybko otworzyłam ale to co zbaczyłam totalnie mnie osłupiło. Nie wiem jak na to zareagować jedyne co mi przychodzi do głowy to zamknięcie drzwi i rozpłakanie sie. No bo jak inaczej mam przywitać moich rodziców... tak właśnie rodziców tych którzy mnie nigdy nie kochali i zostawili a sami wyjechali do Grecji. Nie dzwonili nie pisali a teraz nagle zjawiają się przed moim domem z usmiechami przyklejonymi do twarzy.

-Co tu robicie?- pytam oschle
-Skarbie jak ty wypiękniałaś. Tak tęskniliśmy.- mama wtuliła się we mnie
-Bez cyrków. A tak na serio?- odsunęłam się od niej
-Możemy wejść czy tak będziemy tu stali?- odezwał się tata
-Trochę się śpieszę...- westchnęłam- Wejdźcie.- wpuściłąm ich
-Ładnie mieszkacie z tym twoim siatkarzem.- powiedziała mama
-Dziękujemy. Mogę wiedzieć jaki jest cel waszej wizyty.?
-No wiesz zdziwiliśmy się że nie dotarła do nas koperta z zaproszeniem na ślub. Chyba gdzieś się zgubiła na poczcie więc postanowiliśmy się zjawić i uprzedzić że chętnie pojawimy się na slubie.- tata usiadł na kanapie
-Żadna koperta się nie zgubiła, ja was poprostu nie zapraszałam. Skąd w ogóle wiecie że wychodzę za mąż?!
-Od twojej matki chrzestnej. Spotkaliśmy się z nią przypadkiem i tak wyszło. Swoją drogą powinnismy mieć żal do ciebie że nas pominęłaś w zaproszeniach...
-Wy macie żal? Wy.!!!- wytrzeszczyłam oczy
-Zrobiłabyś nam jakąś kawę czy coś. Droga była dosyć długa...- westchnęła matka
-Dobrze.- powiedziałam zrezygnowana i poszłam do kuchni

Za jakieś 15 minut powinien wrócić Zbyszek a oni dalej siedzą i nic do niech nie dociera. Staram się na spokojnie wytłumaczyć im że mają się wynosić z mojego życia ale na próżno. Dopiero kiedy matka z ojcem chcą mi zacząć pomagać w przygotowaniach do ślubu wybucham:

-Czy wy macie rozum? Wy jesteście nienormalni. Zjawiacie się po takim czasie i jak gdyby nigdy nic chcecie mi pomagać. Czy wam rozum odjęło.- krzyknęłam
-Nie podnoś głosu.- wtrącił ojciec
-Będę podnosiła głos. Jestem u siebie w domu a wy nie jesteście tu mile widziani. Skrzywdziliście mnie i to bardzo a teraz jak gdyby nic się nie stało zgrywacie dobrych rodziców. To nie jest fair.- do oczu napłynęły mi łzy
-Marcelina my nie byliśmy gotowi na rodzicielstwo i dlatego...- zaczęła matka
-Gówno mnie to obchodzi. Ja was nie chcę znać rozumiecie to?! Nienawidzę was dociera to do was?!!
-Nie mów tak do nas. Mimo wszystko jesteś naszą córką.!
-Nieprawda. Ja nie mam rodziców. Nigdy ich nie miałam i miała nie będę. Koniec kropka a teraz dowidzenia.- wybuchłam płaczem
-Marcela nie mów tak. My cię kochamy.- mama podeszła do mnie
-Nie dotykaj mnie. Nigdy mnie mnie kochaliście i nie chcieliście. Nie chcę na was patrzeć. Wyjdźcie.! No już.- krzyknęłam 
-Co tu się dzieje?- w drzwiach zobaczyłam zdziwionego Zbyszka
-Oni wychodzą. Nie chcę ich tu.- powiedziałam i szybko wtuliłam się w Bartmanowy tors
-To nie jest tak. My ją kochamy to nasza córka.- powiedział ojciec
-Proszę wyjść. Moja narzeczona nie życzy sobie państwa tutaj. Dowidzenia.- pokazał im drzwi
-Ale...- zaczęła dukać mama
-Nie ma ale. Powiedziałem dowidzenia.- jedną ręką gładził mi włosy a druga wskazywał im drogę do drzwi
-Jeszcze porozmawiamy jak ochłoniesz. Dowidzenia.- powiedziała matka i oboje z ojcem wyszli
-Już dobrze. Już sobie poszli. -Zbyszek mnie mocno przytulił
-Przepraszam cię. Nie wiem  skąd oni się tu wzięli. Ja nie mam pojęcia jak mnie znaleźli...
-Nie przepraszaj słońce. Już ich nie ma nie płacz.
-Dziękuję.- uśmiechnęłam sie nikle
-Kocham cie malutka. Proszę nie płacz już.- pocałował mnie w czubek głowy






--------------------------------------------------------------



Jestem.! Żyję.! Nie umarłam.! Ten blog też jeszcze żyje.! :)

1 komentarz:

  1. http://ja-ty-i-cos-jeszce.blogspot.com/…/2pierwsze-koty-za-…
    Kolejny tydzień za nami jak poradził sobie niebieskooki z pierwszym tańcem?

    OdpowiedzUsuń