czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 61.

<Marcela>

Postanowiłam odpuścić Zbyszkowi ten głupi wybryk w końcu jutro bierzemy ślub. Chciałam go przytrzymać w niepewności ale to nie w moim stylu i najzwyczajniej w świecie się pogodziliśmy.

-----------

Biorę głęboki oddech. Zamykam delikatnie oczy i uśmiecham się sama do siebie. Nadal szumi mi w głowie po panieńskim który odbył się 3 dni temu. Wspominam w głowie jak wyszalałam się z Olą od Piotrka Nowakowskiego Iwonką Ignaczak Alą od Fabiana i Kamilą od Rafała Buszka. Dziewczyny chciały żebym zapomniała że wychodzę za mąż sama nie rozumiem dlaczego.?!  No bo przecież nie mogę być bardziej szczęśliwa. Kosmetyczka właśnie kończy pracę nad moim makijażem. Jest delikatny tylko na powiekę nałożyła delikatny efekt brązu i czerni tak że oko wygląda na przydymione. Bardzo mi się to podoba właściwie to tego oczekiwałam. Włosy mam delikatnie spięte tak że opadają mi na plecy. Paznokcie pomalowane na blady róż i biel a na serdecznym palcu lśni pierścionek  zaręczynowy. Nie dociera do mnie że za parę godzin będę miała męża. Kiedy kosmetyczka skończyła swoją pracę mama Zbyszka powoli pomogła mi ubrać suknię ślubną. Miała to zrobić Iwonka i Ola ale nie mogłam odmówić przyszłej teściowej i to nie dlatego że jej nie lubię czy coś w tym stylu ja poprostu widzę że to dla niej ważne. Ola i Ala w tym czasie pojechały po Zbyszka i obiecały zająć się nim tak żeby w idealnym stanie trafił do kościoła. Już miałam schodzić na parter kiedy zatrzymała mnie mama Zbyszka

-Skarbie poczekaj... jako że twojej mamy nie będzie na ślubie to chcę żebyś wiedziała że od dziś to ja jestem twoją mamą i możesz do mnie przyjść ze wszystkim.- uśmiechnęła się czule
-Dziękuję bardzo. To tak dużo dla mnie znaczy.- mocno wtuliłam się w teściową
-Nie masz za co dziękować dziecko. A teraz rzecz ważniejsza. Musisz mieć coś nowego więc masz kolczyki, coś starego tak więc proszę to łańcuszek który dostałam od mojej mamy. Nie jest specjalnie piękny ale myślę że będzie pasował...- podała mi śliczny złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serduszka
-Coś pożyczonego masz ode mnie...- uśmiechnęła się Iwona i podała mi spinkę do włosów, miała pełno brylancików pięknie lśniła we włosach
-Jest piękna... i łańcuszek też. Dziękuję wam bardzo.- rozczuliłam się
-Na koniec coś niebieskiego.- Iwonka zamachała mi podwiązką

Kiedy ubrałam wszystko pod dom podjechał Krzysiek. Auto wynajął Zbyszek tłumacząc że pod kościół muszę podjechać jak księżniczka. Cudem udało mi się odwlec go od pomysłu długiej białej limuzyny z czego bardzo się cieszę. W aucie ze mną jedzie tylko Krzysiek i Iwona.
W trakcie drogi do kościoła panuje wesoła atmosfera. Krzysiek co chwila rzuca sucharami żeby tylko mnie rozbawić.  Iwona też prawie płacze ze śmiechu aż obie boimy się o nasz makijaż. Niestety zaczął pruszyć śnieg więc Krzysiek który jest wzorowym kierowcą zwolnił. Zaczęłam się trochę denerwować czy zdążymy ale Ignaczak mnie uspokoił że w kościele będziemy przed czasem. Dla rozładowania atmosfery delikatnie podgłosił radio gdzie już od niedawna zaczęli puszczać typowe piosenki świąteczne. Razem z wokalistą zespołu Wham zaczęłam nucić refren dobbrze znanej piosenki "Last Christmas".
Wszystko było ok kiedy w pewnym momencie usłyszałam krzyk Krzyśka:

-Co on wyprawia? Pojebało go?!
-Krzysiek zrób coś.!!!- krzyknęła Iwona i następne co pamiętam to huk i ciemność.


<Zbyszek>


Od kilkunastu minut czekam na Marcelę w kościele. Jest już cała rodzina i prawie wszyscy z reprezentacji i znajomi brakuje tylko mojej wybranki i Ignaczaków. Uspokajam się że może jadą wolniej no bo pogoda nie jest idealna albo poprostu jest korek. Moja mama zaczyna panikować że Marcelina się rozmyśliła że uciekła ale nie dopuszczam tej myśli do siebie.
Nagle w kościele słychać dźwięk telefonu komórkowego. Jak się okazuje to dzwoni telefon Piotrka Nowakowskiego za co od razu dostaje opiernicz od Oli.
Szybko odbiera i momentalnie robi się blady. Moje serce delikatnie przyśpiesza kiedy ten wychodzi z ławki i biegnie w moją stronę.

-Co jest?- pytam go szeptem
-Tylko się nie denerwuj...
-Nie wkurzaj mnie, gadaj co jest?
-Boo... Marcela nie dotrze na ślub.- wydukał
-Jak to?- zamarłem
-Dzwonił Krzysiek jakiś koleś w nich wjechał. Pogotowie zabrało ich do szpitala. Tu tego niedaleko.
-Boże. Ja muszę tam jechać ale goście.... ślub... co teraz?
-Jedź Zibi. Ja wyjaśnię co i jak.
-Dzięki stary.- podałem mu szybko dłoń i wybiegłem z kościoła. Słyszałem jeszcze jak Piotrek tłumaczy wszystkim co się stało

Dopiero na parkingu zdałem sobie sprawę że nie mam auta. No tak przecież przyjechałem tu z Nowakowskimi. Na szczęście na horyzocie pojawił się Piotrek z żoną i we trójkę udaliśmy się do szpitala.
Wbiegłem na SOR jakby się coś waliło i paliło bo w sumie tak było. Pielęgniarka szybko skierowała mnie na odpowiedni oddział gdzie szybko dostrzegłem Igłę i  Iwonę.

-Co się stało?- krzyknąłeś w ich stronę
-Zibi dobrze że jesteś. Ona jest nieprzytomna. Robią jej badania.- odpowiedział Krzysiek
-Jak to się stało? Ona miała być z wami bezpieczna....
-Jakiś młodzik na oko 20 lat może nawet nie się w nas wpakował. Był na haju robią mu toksykologię podejrzewają że się naćpał. Ja robiłem co mogłem żeby nas ratować.- Igła usiadł i zamknął twarz w dłoniach
-Zbyszek on na serio robił co mógł byłam tam widziałam to.- dodała Iwona
-To nie twoja wina Krzysiek. Widzę że wam też się oberwało.- westchnąłem widząc rozciętą głowę Iwony i rękę przygotowaną do założenia gipsu a u Krzyśka Szramy i siniaki na twarzy i rękach
-Nam nic nie jest. W sumie wyszliśmy bez większych obrażeń ale Marcela... ona uderzyła głową o szybę... aż się szyba stłukła. Boże tak się o nią boję.- rozpłakała sie Iwona
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze nie wyobrażam sobie inaczej.- przytuliłem ją

Na korytarzu pojawili się moi rodzice i Fabian oraz Rafał z partnerkami. Powiedziałem chłopakom żeby poszli do domu nie ma sensu żeby tu siedzieli razem z nami.
Po jakiejś godzinie na korytarzu pojawił się lekarz.

-Czy jest tu ktoś z rodziny pani Marceliny...- spytał
-Ja.! Jestem narzeczonym.- przerwałem mu
-No dobrze. W takim razie proszę ze mną do pokoju lekarskiego.- otworzył przede mną drzwi
-Dziękuję. Co z nią?
-Cóż stan jest poważny. Pani Marcelina ma złamane 4 żebra i rękę. Uderzyła się bardzo mocno w głowę dopiero kiedy się obudzi będziemy mogli powiedzieć na ile to uderzenie wyrządziło szkody.- westchnął
-A dlaczego teraz nie możecie? Kiedy ona się obudzi.
-Panie doktorze pacjentka z trójki się obudziła.- do pokoju weszła pielęgniarka
-Cóż pani Marcelina obudziła się szybciej niż podejrzewałem. Chodźmy do niej.- lekarz uśmiechnął się przyjaźnie na co ja tylko skinąłem głową

Kiedy szliśmy do Marceli szybko wyjaśniłem im co i jak i pobiegłem do jej sali za lekarzem. Na twarzy miała szramy po rozbitym szkle a na prawej ręce założony gips. Lekarz świecił jej w oczy latareczką kiedy wszedłem do sali.

-Boże Marcela tak się o ciebie bałem.- podbiegłem do niej szybko
-Słucham?- spojrzała na mnie
-Nie strasz mnie tak więcej. Tak się cieszę że żyjesz i nic ci się nie stało.- uśmiechnąłem się do niej
-Przepraszam ale kim pan jest i o czym pan mówi?- spytała
-Co jak to kim pan jest nie żartuj tak?!- oburzyłem się
-Pani Marcelino czy pamięta pani coś przed wypadkiem? Cokolwiek?- spytał lekarz
-Ja przepraszam ale nie. Kim jest ten człowiek doktorze?!



-------------------------------------------------------


Hejka. Aaaaale namieszałam ulalala :P