środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 43.

<Marcela>

Wtorek. Jak fajnie że Stephane dał nam dzień wolny. Całą ekipą spędziliśmy dzień nad wodą pływając, opalając się i wygłupiając. Nawet Antiga do nas dołączył. Uwielbiam taką błogość, mogłabym leżeć na tym kocu przez całe lato tak mi tu dobrze. Chłopaki też potrzebowali chwili odpoczynku bo cały czas sa jak by w jakimś kieracie i biegaja z jednego treningu na drugi. Michał nie zaczepia już ani mnie ani Zbyszka i nie mamy już powodów do kłótni ani niedomówień. Ogólnie wszystko super się układa.

Przez następne dni czułam się średnio. Przeczuwałam że z moim zdrowiem jest coś nie tak ale nie chciałam martwić Zbyszka ani reszty chłopaków. Pewna że to tylko grypa zostałam dziś w łóżku i po zażyciu aspiryny szybko zasnęłam.
Kiedy się obudziłam Zbyszka nie było w pokoju. Po sprawdzeniu godziny zrozumiałam że poszedł na obiad. Powoli zwlekłam się z łózka i poszłam do łazienki. Po doprowadzeniu swojego wyglądu do porządku postanowiłam zejść na parter do siatkarzy. Co mnie zdziwiło??
To że zejście na dół sprawiło mi problem. Złapałam zadyszkę wręcz się dusiłam, nie mogłam złapać powietrza. Spanikowałam. Usiadłam na schodku i czekałam aż mi przejdzie ale nie zanosiło się na to. Na szczęście na korytarzu pojawili się Kłosik z Andrzejem

-Marcela? A co ty tu robisz?- zdziwił się Karol
-Pomóżcie...Duszę się...- udało mi się wypowiedzieć
-Boże.! Lecę po Zbyszka a ty ładuj ją do samochodu musimy ja zawieźć do szpitala.- zarządził Andrzej i zniknął

Karol szybko wziął mnie na ręce i zaniósł do samochodu. Może kilka sekund po nim w aucie pojawili się Zbyszek z Karolem. W trybie natychmiastowym ruszyliśmy w stronę szpitala. Zibi cały czas trzymał mnie za rękę i powtarzał że wszystko będzie ok ale ja się bałam i to cholernie. Nie wiem kiedy łzy zaczęły płynąć mi po policzkach...
Ostatnie co pamiętam to Zbyszek wycierający mi łzy.


<Zbyszek>

Przeraził mnie stan Marceliny. Myśleliśmy że to tylko grypa, dlaczego tak nagle zaczęła się dusić?!
Całe szczęście że Karol i Andrzej ją znaleźli. Niestety brunetka w samochodzie straciła przytomność. Próbowałem ją budzić ale nie otwierała oczu. Miałem ochotę rozpłakać się z przerażenia. Bałem się że ją stracę tak strasznie się bałem.

Na szczęście w szpitalu przyjęli nas bez kolejki. Badania trwały długo i przez jakieś 2 godziny nikt nie chciał mi nic powiedzieć o stanie mojej ukochanej. Karol i Andrzej cały czas siedzieli obok i podtrzymywali mnie na duchu ale ja zacząłem przeczuwać najgorsze.

-Zibi nie martw się ona jest silna..- odezwał się Karol
-Dzwoniłem już do Antigi kazał nam bez niej nie wracać.- wtrącił Andrzej
-Chciałbym chociaż wiedzieć co jej jest...- westchnąłem
-Lekarze muszą ją konkretnie przebadać. To musi trwać...
-Kurwa Karol nie wytrzymam tyle czekać rozumiesz. Nie wytrzymam.!
-Zbyszek spokojnie zaraz się czegoś dowiemy. Siadaj na tyłku a my pójdziemy poszukać lekarza.- wtrącił Andrzej i poszedł gdzieś z Karolem

Nie wiem ile czasu siedziałem na tym krzesełku patrząc w podłogę. Wiem że czas dłużył mi się nieubłaganie, i chciało mi się płakać. Wtedy usłyszałem głos Karola

-Zbyszek podejdź tu..
-Co?- podniosłem głowę i wtedy zobaczyłem chłopaków z lekarzem u boku
-Już wiadomo co jej jest ale pan doktor nie chce nam nic powiedzieć.- wtrącił Andrzej
-Co jej jest??- pobiegłem do nich
-Kim pan jest dla pani Marceliny?- spytał lekarz
-To moja narzeczona. Błagam niech pan mówi..
-No więc dobrze. Cóż nie będę pana okłamywał stan pacjentki jest ciężki. Pani Marcelina złapała ostrą sepsę i praktycznie w ostatniej chwili trafiła do nas do szpitala. Musieliśmy podpiąć ją do respiratora bo nie była w stanie samodzielnie oddychać. Przykro mi.
-Co jak to sepsę. Skąd to się u niej wzięło?- spytałem
-Nie wiemy prowadzimy badania i cały czas obserwujemy panią Marcelinę. Jedyne co mogę teraz powiedzieć to że następne godziny będą decydować o jej życiu ale zrobimy wszystko co w naszej mocy by ją uratować.- odpowiedział mi lekarz i poszedł a ja podszedłem do ściany i osunąłem się po niej prosto na podłogę
-Zyszek ona z tego wyjdzie.- wtrącił Karol
-A co jeśli nie?- spytałem i w tym momencie nie pohamowałem łez
-Słyszałeś że walczy. Jest silna zawsze taka była. Da radę.!
-Słyszeliście lekarza. Następne godziny zadecydują. Tak strasznie się o nią boję.

Karol z Andrzejem siedzieli ze mną jakoś do 22;00 w szpitalu. Potem kazałem im jechać do ośrodka  nie za bardzo chcieli ale ktoś musiał poinformować trenera i resztę ekipy o tym co się dzieje z Marcelą. Lekarz kazał mi jechać ale nawet nie chciałem o tym słyszeć. Muszę być na miejscu w razie gdyby się obudziła albo... nie nawet nie chcę o tym myśleć.
Nawet nie wiem kiedy zasnąłem siedząc na krzesełku. Było mi cholernie niewygodnie ale zmęczenie dało mi się we znaki. Kiedy się obudziłem było jakoś po 6;00 rano. Przetarłem szybko oczy i wtedy dotarło do mnie że to nie sen, Marcela naprawdę teraz walczy o życie. Wstałem żeby rozprostować nogi i wtedy pojawił się lekarz z którym wczoraj rozmawiałem

-Doktorze i co z nią? -szybko spytałem
-Cóż, proszę pana. Przykro mi ale nie mam dobrych wiadomości.- westchnął




----------------------------------------------




Jestem :)
Ciut później niż obiecywałam ale sami wiecie przygotowania do świąt i praca i kursy totalnie brakuje czasu :)
Przy okazji chciałam wam złożyć szczere i najserdeczniejsze życzenia WESOŁYCH ŚWIĄT :*
Miłego świętowania i mam nadzieje że znajdziecie chwilę na przeczytanie mojego rozdzialiku :)

2 komentarze:

  1. Ja również życzę Ci zdrowych, spokojnych świąt Bożego Narodzenia, spełnienia marzen, wielkich emocji siatkarskich i sportowych i przede wszystkim duuuuzo weny :))
    Co do rozdziału to super:)
    Mam nadzieje ze Marcela wyjdzie z tego, pozdrawiam i do następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka kiedy możemy liczyc na cos nowego bo nie ukrywam jestem strasznie ciekawa rozwoju sytuacji

    OdpowiedzUsuń