piątek, 17 lutego 2017

Rozdział 64.



<Marcela>


-Kocham Cię.!- powiedziałam i wpiłam się w jego usta
-Ale... ale jak to?- po chwili Zbyszek odsunął się ode mnie i spytał
-To dosyć długa i skomplikowana historia.- westchnęłam
-Mamy czas.- odpowiedział i pociągnął mnie w stronę kanapy

Usiedliśmy w salonie i w spokoju i skupieniu zaczęłam opowiadać Zbyszkowi całą historię związaną z powrotem mojej pamięci i moich wspomnień. Na początku mi nie uwierzył ale kiedy spytał mnie o kilka naszych wspólnych wspomnień odpowiedziałam mu bez wahania a wtedy uwierzył.

-To jest niewiarygodne.- powiedział cały czas na mnie patrząc
-Wiem sama nie do końca jeszcze dowierzam w to co się dzieje.- uśmiechnęłam się
-Jeszcze pół godziny temu chciałem zapić się na śmierć a teraz.... Teraz ty tu jesteś i mówisz że mnie kochasz. Nawet nie wiesz jaki mam teraz w głowie mętlik.- westchnął
-Rozumiem Cię. Chciałam tylko żebyś wiedział że pamiętam. Pójdę już sobie...- wstałam
-Dokąd? Chyba sobie żartujesz że cię stąd wypuszczę.- szybko się podniósł
-Mówiłeś że masz w głowie mętlik więc...
-To nie znaczy że masz gdziekolwiek iść. Kocham Cię i zostajesz tu ze mną.- powiedział i mnie pocałował tak delikatnie
-Kocham Cię bardzo wiesz.- lekko przygryzłam wargę
-Nigdy więcej masz mnie nie zostawiać rozumiesz. Nie strasz mnie tak więcej...

Resztę wieczoru spędziliśmy ze Zbyszkiem wtuleni w siebie rozmawiając. Nie wiem jak mogłam go nie pamiętać, jest najważniejszy w całym moim życiu oprócz niego nie mam nikogo.

-Zbysiek a może powinniśmy powrócić do tematu ślubu. No chyba że nie chcesz już wyjść za mnie.- spytałam delikatnie
-Myślałem o tym ale nie chciałem wspominać bo bałem się że stwierdzisz że za szybko. Ja mógłbym wziąć z tobą ślub nawet jutro. - mocniej mnie przytulił
-Nie no jutro to chyba jednak faktycznie za szybko ale może ustalmy nową datę ślubu co?- podniosłam się i spojrzałam mu w oczy
-Jutro pójdziemy do księdza i spytamy o najbliższy wolny termin. Co ty na to?
-Super, bardzo się cieszę. A co ze świętami w końcu Boże Narodzenie jest za 8 dni. ?
-Planowałem jechać do rodziców ale w tej sytuacji pojedziemy razem co ty na to.
-A może zaprosimy rodziców do siebie. Takie nasze pierwsze rodzinne święta w naszym  domu co ty na to?.
-Super pomysł. Jutro do nich zadzwonię chociaż boję się że będą woleli jak my przyjedziemy.- roześmiał się
-Może po tym wypadku nie będą chcieli już mnie znać. Wkońcu zostawiłam cię w dniu ślubu.
-Co ty wygadujesz. Miałaś wypadek to nie twoja wina i nie twoja wina że straciłaś chwilowo pamieć. Ważne że jesteś tu ze mną i jest tak jak było.
-Przepraszam, mam takie dziwne myśli że wszyscy myślą że specjalnie...
-Nawet nie kończ. Zamknijmy ten temat dobrze.

Zbyszek objął mnie mocniej i w tym momencie ktoś zapukał do naszych drzwi. Na początku pojawił się pomysł żeby udawać że nas nie ma w domu ale po krótkim namyśle wygoniłam Zbyszka z kanapy by poszedł otworzyć. Usłyszałam głos Cichego Piotrka i Fabiana Drzyzgi. Wymyśliłam chytry plan jak zrobić sobie żarty z kolegów i grzecznie usiadłam na kanapie. Kiedy weszli do salonu i mnie zobaczyli mieli miny jak by zobaczyli ducha. Już chciałam się roześmiać ale powstrzymałam się by nie zepsuć mojego planu.

-Nie bójcie się, usiądźcie koło mnie. Nie pamiętam was ale mimo to nie gryzę.- powiedziałam a mina Zbyszka była równie zdziwiona co ich gdy mnie zobaczyli
-Zbyszek mówił że odeszłaś dlatego jesteśmy zdziwieni że cię widzimy.- powiedział Piotrek
-Póki nie znajdę jakiegoś kątu do zamieszkania zostanę u niego, bez Zbyszka sobie nie poradzę.- powiedziałam po cichu
-I ty naprawdę nas nie pamiętasz?- spytał Fabian
-Przykro mi...- westchnęłam
-Napijecie się czegoś?- wtrącił Zbyszek i chyba wyczuł co chcę zrobić
-Kawy...- powiedzieli obaj naraz po czym się zaśmiali
-To opowiadaj mi coś o sobie. Może coś mi zaświta kiedy coś się o was dowiem.- powiedziałam do Piotrka
-Yyy no ok. Nazywam się Piotrek Nowakowski a wszyscy mówią na mnie Cichy. Mam dziewczynę Olę której mam zamiar się oświadczyć. Mieszkam i gram w Rzeszowie.- zakończył
-A co u Poli?- spytałam z uśmiechem
-A  no ciągle śpi i jje jak to kot. Jest bardzo leniwa.- powiedział- Ale czekaj zaraz skąd wiesz że mamy z Olą kota i jak ma na imię?
-Nie wiem.- roześmiałam się
-Ty pamiętasz. Wróciła ci pamięć.- pokazał na mnie palcem a Fabian siedział z buzią otwartą ze zdziwienia
-To prawda. Przypomniałam sobie wszystko dlatego wróciłam.
-Jezu jak się cieszę.- Cichy wstał i zaczął histerycznie mnie przytulać i kręcić po całym salonie
-Puść ją bo zrobisz jej krzywdę.- do salonu wszedł Zbyszek
-Dlaczego nas zrobiłaś w balona co?- spytał Fabian przytulając mnie
-Chciałam zobaczyć wasze miny.... przepraszam was bardzo.- wzruszyłam ramionami
-Cieszymy się że wróciłaś. Nawet nie wiesz jak bardzo.- i znowu wylądowałam w ramionach Piotrka

Z chłopakami posiedzieliśmy jakoś do północy a potem zmęczona poszłam pod prysznic i prosto do sypialni. Jakos pół godziny po mnie w łóżku pojawił się Bartman. Mocno wtulił się w moje plecy i oboje szybko zasnęliśmy.
Rano obudziłam się pierwsza. Wymknęłam się z łóżka i pobiegłam do ubikacji za potrzebą. Wzięłam szybki prysznic i wzięłam się za robienie śniadania. Postawiłam na jajecznicę i herbatę z cytryną. Do tego tosty i dla Zbyszka sok z świeżo wyciśniętej pomarańczy. Kiedy skończyłam robić posiłek do kuchni wpadł Zbyszek.

-Jesteś... już myślałem że to mi się śniło.- odetchnął
-Jestem, już zawsze będę. Siadaj zrobiłam śniadanie.
-Po śniadaniu idziemy do księdza ok?- spytał jednocześnie kąsając tosta
-Jasne, nie mam nic przeciwko. O której masz trening?
-O 11;00. Chcesz się wybrać?
-Muszę pogadać z prezesem na temat mojej pracy w Resovii. Chcę wrócić do fizjoterapeutyki czy jak to się mówi.- roześmiałam się
-Może odpocznij sobie jeszcze co?
-Nie muszę. Chcę coś robić.- pocałowałam go i zaczęłam układać naczynia w zmywarce
-No dobrze. Skoro chcesz...- westchnął  Bartman

Po tym jak posprzątaliśmy po śniadaniu zaczęłam zbierać się do wyjścia. Wybrałam sobie taką stylówę.
Pół godziny później zasiedliśmy w kacelarii u księdza prosząc o nowy termin ślubu. Ksiądz bardzo się ucieszył że mimo wypadku nie zrezygnowaliśmy z sakramentu małżeństwa. I tak okazuje się że bierzemy ślub w pierwszą sobotę po Nowym Roku czyli 7 stycznia.
Zadowoleni pojechaliśmy na halę gdzie Zbyszek skierował się do szatni a ja do pokoju prezesa.
Po dosyć krótkiej rozmowie z prezesem dostałam możliwość pracy z Bartkiem, głównym fizjoterapeutą Resovii.

 
<Zbyszek>


Nie wierzę w to co się wokół mnie dzieje. Marcela wróciła pamięta mnie i mamy ustaloną nową datę ślubu. Tak strasznie się cieszę że wszystko znowu zaczęło się układać tak jak sobie wymarzyłem. Oczywiście wolał bym żeby Marcela jeszcze odpoczywała ale ona uparła się że chce wracać do pracy i dalszej nauki w zawodzie. Nie zabronię jej tego ale wolałbym żeby zajęła się przygotowaniami do ślubu. Na hali chłopaki nieźle się zdziwili widząc nas razem idących za rękę

-Stary nie mów że ją zbajerowałeś że mimo że cię nie pamięta to na ciebie leci..
-zaczął się śmiać Konarski
-Nie no co ty przecież Marcela wszystko pamięta. Wróciła jej pamięć.- wtrącił Cichy
-Jak to?- spytali razem Jochen i Rafał Buszek
-No więc tak... - westchnąłem i zacząłem streszczać chłopakom historię jak to się stało że Marcela wszystko pamięta
-No nie wierzę...- roześmiał się Konar
 -I w związku z tym że wszystkich i wszystko pamiętam chcemy zaprosić was na nasz ślub na 7 stycznia. Mam nadzieję że tym razem się uda.- usłyszałem głos mojej Marcelki okazało się że stoi za mną
 -Dokładnie. Wszyscy jesteście zaproszeni na ten zajebisty dzień.- wydarłem się na całą halę

Niedowierzaniom i gratulacjom zdawało się nie być końca. Chłopaki długo myśleli że to jakiś żart ale ostatecznie wszyscy potwierdzili że będą na ślubie.

-Jak poszło na rozmowie? Wracasz do pracy?- spytałem moją brunetkę
-Super. Tak, będę pracowała z Bartkiem wszystko poszło idealnie.- uśmiechnęła się szeroko
-Cieszę się bardzo. Mam nadzieję że teraz już cały czas będzie idealnie.- objąłem ją mocno

Następne dni minęły bardzo szybko i nagle okazało się że jutro jest wigilia a my mamy przyjąć rodziców u nas w domu. Moi rodzice nie wiedzą że Marcela odzyskała pamięć chcemy im zrobić niespodziankę.
Marcela zamknęła się w kuchni a mnie wysłała po prezenty od nas dla moich staruszków. Jako że przeprowadzili się niedawno do nowego mieszkania to jako wspólny prezent od nas wybraliśmy dla nich nową pełną zastawę do stołu która niedawno spodobała się mojej mamie ale stwierdziła że jest za droga. Ode mnie mama dostanie nowe perfumy a tata zegarek od Armaniego. Marcela wczoraj była na zakupach i kupiła mamie apaszkę która na pewno się jej spodoba i portfel a tacie koszulę i krawat. Kupiłem mojej ukochanej jeszcze prezent w postaci nowego tabletu (jej stare urządzenie nie nadaje się już do normalnego użytku, wydaje mi się że ze starości) i wróciłem do domu.


<Marcela>


-Zbyszek to ty?- krzyknęłam kiedy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi
-A no ja. I mam wszystko.- odezwał się i chwilkę później pojawił się w kuchni
-Bardzo się cieszę.- uśmiechnęłam się i poczułam jego usta na swoich
-I jak kuchareczko. Gotowe wszystko?
-Gotowe. Sernik się piecze kuchnia posprzątana a jutro od rana kochany lepimy pierogi.
-Ja nie lepię. Nie umiem nie chcę się skompromitować.- roześmiał się
-Nauczę Cię kocie, nic się nie martw.- poklepałam go po ramieniu
-No dobrze to jutro a dziś...- zaczął całować mnie po ramieniu
-Dziś ubieramy choinkę. Wnoś drzewko z tarasu a ja idę po bombki.- odsunęłam się
-Ehhh i zepsułaś tą chwilę.- machnął ręką i poszedł

Po jakichś dwóch godzinach choinka została finalnie ubrana a sernik odpoczywał wyjęty z piekarnika. Bardzo zmęczona wzięłam szybki prysznic umyłam zęby i zaraz po przytuleniu poduszki odpłynęłam w sen. Zbyszek zrobił to samo.





-----------------------------------------------




Myślałam że już tu nie wrócę a jednak udało mi się coś wyskrobać na szybko. Mam nadzieję że ktoś tu jeszcze zajrzał by przeczytać to "coś".

niedziela, 21 sierpnia 2016

Rozdział 63.

<Zbyszek>


Każdy kolejny dzień oddala mnie od Marceli. Kocham ją najmocniej na świecie ale ona bezlitośnie mnie od siebie odsuwa, pozbawia mnie złudzeń że będzie tak jak dawniej.  Nie umiem żyć z nią bez przytulenia jej, bez pocałowania jej.... nie wiem co robić.?!
Wróciłem z popołudniowego treningu zmęczony i sfrustrowany. Rzuciłem torbę do szafy w przedpokoju i poszedłem sprawdzić co robi Marcela. Jak się okazało w domu nie ma nikogo oprócz mnie. Wyszła...
Zostawiła kartkę na blacie w kuchni.

Zbyszek bardzo Ci dziękuję za pomoc i wszystko co dla mnie zrobiłeś ale myślę że to nasze mieszkanie razem i udawanie że jest ok nie ma sensu. Nie jest ok kiedy widzę jak bardzo mnie kochasz jak się o mnie martwisz i o mnie troszczysz a ja nie mogę się odwdzięczyć tym samym. Przepraszam Cię ale będzie lepiej jeśli tutaj nasze drogi się rozejdą, ja muszę poukładać sobie wszystko...całe moje życie. Nie martw się o mnie proszę poradzę sobie i jestem bezpieczna.

Marcela


Załamało mnie to. Jak to odeszła. Złapałem za telefon i zacząłem do niej dzwonić ale po czwartej próbie wyłączyła telefon. Jak ona mogła to zrobić.?
Usiadłem bezradnie na kanapie i zamknąłem twarz w dłoniach. Nawet nie wiem kiedy z moich oczu popłynęły łzy. Sytuacja stała się beznadziejna, nie ma jej już... nie ma już nas jestem tylko ja i ona, osobno a nie razem.
Ona jest całym moim życiem, tlenem bez którego ciężko mi żyć, ulgą w każdym cierpieniu i to ona nadaje sens każdemu dniu.


<Marcela>


Wiem że go to zaboli ale tak musi być. Muszę zniknąć z jego życia by mógł oswoić się z myślą że nie pamiętam tego co kiedyś do niego czułam a póki wspomnienia i uczucia nie wróciły nie możemy być razem. Zaszyłam się w domu Krzyśka Ignaczaka i jego rodziny. Od początku poczułam że mogę ufać Krzyśkowi. Może to śmieszne ale poczułam z nim jakąś więź. Kiedy spytałam go czy mogę się na jakiś czas u nich zatrzymać bez mrugnięcia okiem się zgodził. Poprosiłam aby na czas mojego pobytu u nich nic ni mówili Zbyszkowi gdzie jestem. Na pewno zaraz by się pojawił i wszystko skomplikował.
Rozpakowałam się w gościnnym pokoju i usiadłam na krawędzi łóżka kiedy rozdzwoniła się moja komórka. To Bartman. Po czwartym połączeniu zdecydowałam się wyłączyć telefon. Wtedy do pokoju weszła Iwona

-Niech zgadnę... Zbyszek?
-Tak, to już czwarte połączenie.- westchnęłam
-Martwi się i wcale się mu nie dziwię. Ten facet bardzo cię kocha.- usiadła obok mnie
-Nie ułatwiasz mi tego wiesz...
-Wiem kochana, ciężka jest wasza sytuacja ale twoja ucieczka gwarantuję ci że go załamie.- objęła mnie ręką
-Ale będąc z nim też go raniłam. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia.- ponownie westchnęłam
-Co teraz zamierzasz?- spytała
-Szukam już sobie własnego lokum. Edukację muszę zacząć od zera bo nie pamiętam czym się zajmowałam. Moje życie w tym momencie jest bez sensu...- z oczu popłynęły mi łzy
-Może to tylko chwilowe, i niedługo sobie wszystko przypomnisz.
-Bardzo bym tego chciała. Tylko coraz częściej boję się że już zawsze będę miała taką pustkę w głowie.
-Wiem. Chodź do salonu.- Iwona wstała i pociągnęła mnie za rękę
-Co sie stało? Co wiesz?- wydukałam idąc za nią
-Siadaj.- powiedziała włączając telewizor

Chwilę potem moim oczom ukazała się cała drużyna siatkarska ze mną włącznie. To te wideo które kręci Igła. Wzruszona patrzyłam w ekran gdzie pokazane było jak Zbyszek nosi mnie na rękach a za chwilę wskakuję na plecy Cichemu Piotrkowi. Nawet nie wiem kiedy moje oczy ponownie się zaszkliły od łez. Jednak mimo to dalej zapatrzona w ekran telewizora nawet nie mrugnęłam. Jak to możliwe że to ja? Że po pocałunku ze Zbyszkiem moje oczy nabierały takiego blasku a uśmiech był tak szczery i szeroki.

-Chciałabym pokazać ci coś specjalnego...- powiedziała cicho Iwona
-Pokaż.- szepnęłam

Przełączyła coś i moim oczom ukazała się wielka twarz Krzyśka idącego przez korytarz w domu Zbyszka.

-Chcę państwu pokazać coś niesamowitego, najpiękniejszą pannę młodą zaraz po mojej żonie. Iwonko bardzo cię kocham ale blask tej dziewczyny dzis jest oszałamiający. Sami zobaczcie...- obrócił kamerę i zobaczyłam siebie w sukni ślubnej z gotową fryzurą i makijażem. Byłam tego dnia tak piękna i szczęśliwa.
-Krzysiu czy możesz przestać łaskawie.?- posłałam dziubka w stronę kamery
-Opowiedz wujkowi Krzysiowi jak się czujesz na godzinę przed staniem się oficjalnie panią Bartman?
-A jak mogę się czuć. Niesamowicie, nie mogę się już doczekać. Kocham go najmocniej na świecie.- uśmiechnęłam się szeroko
-No i prawidłowo. A wujek Krzysio zawiezie pannę młodą do kościoła mega wypasionym autem także chodźcie pokażę wam to cudo. Za chwilę wrócimy do naszej pięknej Marceli..- i chwilę potem moim oczom ukazał biały samochód który podobno wynajął Zbyszek

-Wyłącz to proszę.- poprosiłam Iwonę
-Poczekaj. Jest jeszcze relacja z rozmowy ze Zbyszkiem....

-Zibi i jak przed oficjalnym zaoobrączkowaniem co?- roześmiał się Krzysiek
-Ale ty głupi jesteś poza obrączkami i przysięgą nic się nie zmieni dalej będę kochał moją Marcelę jak wariat. I co mi tam niech każdy to wie.- Bartman machnął ręką
-Czyli co, jesteś pewien to ta jedna jedyna? Serio ty ten który się nie zakochuje został ujarzmiony przez drobną brunetkę?
-Wiesz co Ignaczak puknij się w głowę a ty Marcelka jeśli to oglądasz to nie słuchaj tych bzdur ja się zakochuję codziennie i to w tobie.- posłał mi całusa
-Och jakie to piękne...- Krzysiek teatralnie otarł niewidoczną łzę
-Zaraz mu coś zrobię. Weź ty jedź do Marceli wkońcu masz mi ją do kościoła przywieźć....


Wstałam i wyłączyłam telewizor. Nie mogłam dalej tego oglądać. Serce o mało mi nie pękło widząc jak ten cholerny wypadek zmienił moje życie. Teraz mogłabym być fizjoterapeutką i żoną Zbyszka a tak... sama nie wiem kim jestem i co robię na tym świecie. W sumie równie dobrze mogłabym umrzeć.
Bez słowa mijając zdziwioną Iwonę pobiegłam na górę. Ubrałam się w to i zeszłam na dół. Krzyknęłam tylko że idę się przejść i już mnie nie było. Z rękami w kieszeniach szłam bez celu, prosto przed siebie. Mróz delikatnie szczypał mnie po policzkach i nosie ale nie zwracałam na to uwagi. Głęboko wdychałam powietrze które było tak orzeźwiające, tak relaksujące i przyjemne. Usiadłam na ławce i zaczęłam myśleć. Co zrobić by sobie przypomnieć, co zrobić by było jak dawniej. Spojrzałam na zegarek... chłopaki skończyli trening więc stwierdziłam że pójdę na halę Podpromie może kiedy zobaczę jak wygląda od środka coś sobie przypomnę. Pewnym krokiem ruszyłam w kierunku hali z nadzieją że może coś.... cokolwiek tam mi pomoże.


<Zbyszek>


Po skończonym treningu wróciłem do domu. Zacząłem wydzwaniać do chłopaków może któryś wie gdzie może być moja Marcela. Nie wiem co mam z sobą zrobić rozsadza mnie jak sobie pomyślę że jest tam gdzieś z kimś a ja nie wiem co robi i co się z nią dzieje. Usiadłem na łóżku w sypialni i zwyczajnie się popłakałem. Jak dziecko któremu ktoś zabrał coś na czym bardzo mu zależało. Nie wiem jak to zrobię ale muszę ją znaleźć i chociaż z nią porozmawiać. Przecież kocham ją jak nikogo innego na świecie. Rodzice chcieli przyjechać myśleli że może coś nam pomogą ale odmówiłem pomocy, chciałem powoli sam spróbować naprawić sytuację to teraz mam.... odeszła.

Nikt, żaden z siatkarzy nie wie gdzie mogła pojawić się moja brunetka. Nawet Krzysiek a przecież z nim podłapała najlepszy kontakt. Postanowiłem się przejść ubrałem kurtkę, buty i szalik i wyszedłem w strone parku. Wdychałem mroźne powietrze i patrzyłem w pochmurne niebo. Co ja takiego w życiu zrobiłem że ten na górze tak mi się odpłaca. Kiedy byłem tak nierealnie szczęśliwy on zabrał mi część mnie.
W trakcie spaceru spotkałem Fabiana:

-Hej stary.!- odezwał się
-Ooo cześć. Sory zamyśliłem się.
-I co nie znalazła się? Nie wróciła?
-Nie. Fabian co ja mam zrobić co?- spytałem
-Zbyszek nie wiem co mogę ci doradzić. Może wróci...
-Sam w to nie wierzysz. Ja w to nie wierzę.- westchnąłem
-Wierzę. Musisz dać jej chwilę na poukładanie sobie wszystkiego. Sporo ostatnio przeszła.
-Boję się że już nie wróci.- załamałem ręce
-Wróci zobaczysz. Muszę lecieć bo moja pani nie da mi żyć miałem wyjść tylko na 5 minut.- podał mi rękę
-Dzięki za pocieszenie. Trzymaj się.- pożegnałem się z Drzyzgą i ruszyłem w dalszy spacer

Z każdą chwilą robiło się coraz zimniej ale mnie to nie przeszkadzało. To co się liczyło to Marcelina i chociażby jedna wiadomość że nic jej nie jest. Usiadłem na ławce i odpaliłem kupionego w kiosku papierosa. Może papieros to średnia pomoc przy mojej sytuacji ale chociaż trochę mnie uspokoiła.

-Ty palisz?- usłyszałem boleśnie znajomy głos
-Marcela...


<Marcela>

Wracałam z hali drogą przez park. Wizyta na Podpromiu nic mi nie pomogła więc zawiedziona postanowiłam wracać do domu. Szłam sobie spokojnie kiedy na ławce przy głównej alejce zobaczyłam Zbyszka. Rozum od razu podpowiedział mi "uciekaj" ale serce kazało odezwać się do niego. Posłuchałam tego drugiego i podeszłam do Bartmana:

-Ty palisz?- spytałam
-Marcela...- podniósł głowę i wtedy zobaczyłam opuchnięte oczy i usta czerwone od przygryzania ich zębami
-Co tu robisz?- usiadłam obok niego
-Dlaczego odeszłaś? Złamałaś mi serce.- powiedział
-Przepraszam ale to wydało mi się być właściwe. Nie chciałam bardziej cię ranić...
-Zabiłaś mnie swoim odejściem. Moje życie bez ciebie jest nic nie warte.
-Nie mów tak. Błagam nie marnuj życia przeze mnie.- spojrzałam mu w oczy
-Mogę cię pocałować?- spytał z desperacją
-C...co?- zdziwiłam się
-Chciałbym poczuć smak twoich ust.... chociażby ostatni raz.
-Dobrze.- powiedziałam po cichu

Zbyszek powoli i subtelnie zbliżył się i mnie pocałował. Jego spierzchnięte usta delikatnie gładziły moje. Ten pocałunek był wyjątkowy on jakby się bał że ja zniknę i cieszył się każdą sekundą a ja... mnie się to podobało. Nie chciałam tego kończyć, czułam się jakby w innym świecie.
Kiedy odsunął się ode mnie zrozumiałam jak ważna dla niego jestem.

-Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo chciałabym cię pamiętać.- westchnęłam
-Ale nie pamiętasz... Co ja złego zrobiłem co?- spytał prawie szeptem
-Nie rozumiem o czym mówisz...
-No bo wierzę w Boga, chodzę do kościoła a i tak to co najważniejsze zawsze muszę wyszarpywać zębami. Najgorsze że to co najważniejsze bo miłość i tak mi zabrano.
-Nie mów tak...
-Kiedy to prawda. Wszystko co ważne mam zabrane...
-Przepraszam Cię, widziałam nagranie z wesela i Igłą Szyte. Ja naprawdę bardzo Cię kochałam.- westchnęłam
-Byliśmy nieziemsko szczęśliwi. Czemu nas to spotkało co?- chwycił mnie za dłoń
-Nie mam pojęcia. Muszę iść.- wstałam
-Odprowadzę Cię.- Zbyszek szybko wstał
-Nie. Tu się pożegnajmy. Nie szukaj mnie, nie mam nic żadnego uczucia które świadczy o tym że Cię kocham czy kochałam. Nie chcę żebyś cierpiał- przytuliłam go mocno
-Ale ja...- zaczął
-Przepraszam.- powiedziałam i szybko odeszłam

Nawet nie wiem kiedy do oczu napłynęły mi łzy. Skrzywdziłam go, skrzywdziłam, zraniłam i porzuciłam a on mnie tak szczerze kochał. Zaczęłam wdychać mroźne powietrze i patrząc w niebo szłam przed siebie.
Wyszłam z parku i do domu zostało mi tylko przejść przez ulicę i pokonać 200 metrów. Cały czas mam przed oczami Zbyszka i jego oczy pełne rozpaczy. Weszłam na ulicę i zamarłam. Dosłownie metr ode mnie w ostatniej chwili zahamował samochód. O włos uniknęłam kolejnego wypadku. W tym szoku który przeżyłam przypomniałam sobie. Już go pamiętam, pamiętam jak pocieszał mnie po rozstaniu z Kubiakiem, jak w sylwestra poprosił o bycie razem i pamiętam jego oświadczyny w szpitalu gdy byłam chora. Boże przecież ja go kocham. Kierowca auta patrzy na mnie jak na wariatkę kiedy roześmiana uciekam do domu.
Wracam do domu Ignaczaków i od razu siadam obok Krzyśka i Iwony.

-Już pamiętam.- mówię po cichu
-Co?- pyta jak gdyby nigdy nic Igła
-Wszystko.- uśmiecham się
-Zaraz... co?- pyta poraz kolejny zszokowany
-Normalnie. O mało co nie miałam wypadku. Prawie potrącił mnie samochód i wtedy w tym szoku sobie wszystko przypomniałam.- powiedziałam już głośno
-Tak się cieszę.- mocno mnie uściskała Iwona
-Dziękuję wam. Zabiorę swoje rzeczy mam nadzieję że Zbyszek mnie przyjmie.- uśmiechnęłam się
-Na pewno będzie prze szczęśliwy.- powiedziała Iwona

Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i taksówką udałam się pod apartamentowiec w którym mieszkamy ze Zbyszkiem. Zapłaciłam za kurs i od razu udałam się do naszego apartamentu. Całą drogę myślałam co mu powiem gdy go zobaczę. Stanęłam pod drzwiami i zadzwoniłam do drzwi. Nikt nie otworzył więc zapukałam i wtedy usłyszałam zza drzwi "Idę noo!". Uśmiechnęłam się pod nosem i wtedy otworzyły się drzwi.
Gdy mnie zobaczył minę miał jakby ducha zobaczył. Chyba płakał bo oczy miał napuchnięte i zaczerwienione.

-Co tu robisz?- spytał
-Pamiętam Cię.- uśmiechnęłam się
-Co?- zdziwił się
-Kocham Cię.- powiedziałam i wpiłam się w jego usta




-----------------------------------------------------------------------

wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 62.

<Marcela>


Kiedy się obudziłam i otworzyłam oczy od razu poraziło mnie światło z lampy wiszącej na suficie. Kilka minut później do sali wszedł jakiś człowiek w białym fartuchu obstawiam że to lekarz i obok niego bardzo wysoki mężczyzna w czarnym i bardzo eleganckim garniturze. Ten drugi od razu podbiegł do mojego łóżka:

-Boże Marcela tak się o ciebie bałem.
-Słucham?- zdziwiłam się
-Nie strasz mnie tak więcej. Tak się cieszę że żyjesz i nic ci się nie stało.- uśmiechnął się czule
-Przepraszam ale kim pan jest i o czym pan mówi?- spytałam wystraszona
-Co jak to kim pan jest nie żartuj tak?!- oburzył się i podniósł głos
-Pani Marcelino czy pamięta pani coś przed wypadkiem? Cokolwiek?- spytał lekarz
-Ja przepraszam ale nie. Kim jest ten człowiek doktorze?!- zdenerwowałam się


Lekarz wyprosił tamtego faceta i zaczął ze mną rozmawiać. Okazało się że nie pamiętam nic począwszy od dzieciństwa do tego jaki mamy dzisiaj dzień. Powiedział mi że mam na imię Marcelina i miałam wypadek a ten człowiek który z nim przyszedł to podobno mój narzeczony. Pogubiłam się strasznie, chciało mi się płakać no bo jak w jednej chwili mogłam zapomnieć o całym swoim życiu. Poprosiłam doktora by przekazał temu całemu Zbyszkowi który jest moim narzeczonym że chcę z nim porozmawiać. Kilka chwil potem w sali pojawił się mój niby narzeczony.


-Jak się czujesz?- spytał
-Boli mnie głowa i ręka i nogi. W sumie wszystko mnie boli.- odpowiedziałam
-To zrozumiałe wkońcu miałaś wypadek. Naprawdę mnie nie pamiętasz?- spojrzał na mnie uważnie
-Bardzo przepraszam ale ja nie pamiętam nic. Lekarz powiedział mi jak mam na imię i że podobno ty jesteś moim narzeczonym. To prawda?- teraz ja spytałam
-Tak... to prawda. Tak naprawdę trafiłaś tu w dniu naszego ślubu.- westchnął
-Czyli mieliśmy się pobrać tak?
-Tak czekałem na ciebie w kościele ale doszło do wypadku i ślub się nie odbył.
-Masz na imię Zbyszek prawda? Nie mogę zrozumieć tego że nic nie pamiętam. Jak to możliwe że całe moje życie tak umkło.- z oczu popłynęły mi łzy
-Ej nie płacz. Przypomnisz sobie ja ci pomogę.- złapał mnie za dłoń
-Ja cię nie znam. Nie wiem kim jestem kim ty jesteś.!- zabrałam swoją dłoń
-Wrócisz do domu obejrzysz zdjęcia i filmy coś ci się przypomni obiecuję.- uśmiechnął się
-Zostaw mnie samą. Wyjdź proszę.- wytarłam oczy
-Dobrze. Odpoczywaj.- powiedział i wyszedł

Po wyjściu Zbyszka poszłam spać. Liczyłam że gdy się obudzę przypomni mi się cokolwiek ale tak się nie stało.
Rano obudziła mnie pielęgniarka ze śniadaniem na tacy. W sumie jedzenie to ostatnie na co mam ochotę. Nie pamiętam co lubię jeść a czego nie. Jestem jak sierota która nie wie o sobie nic, chce mi się płakać. Skubnęłam trochę kanapki z dżemem i na tym skończyło się moje jedzenie. Jakoś koło 10;00 w mojej sali pojawił się jakiś mężczyzna. Zdziwiona usiadłam na łóżku.

-Zbyszek powiedział mi że nic nie pamiętasz. Nie bój się mnie znamy się od dawna. Znaczy znaliśmy się. Jestem Krzysiek.- podał mi dłoń
-Przepraszam. Powinnam cię pamiętać ale niestety...- westchnęłam podając mu rękę
-Spokojnie.Wszystko sobie jeszcze przypomnisz.- uśmiechnął się
-No to opowiedz mi coś o sobie i o mnie.- to dziwne ale ten człowiek wzbudził we mnie zaufanie
-A Zbyszek? Nic ci nie mówił?
-Nie za bardzo. Wiem że jestem jego narzeczoną. To prawda?
-Tak to prawda. Nie znam drugiej takiej pary jak wy.- uśmiechnął się
-Jak to?- zdziwiłam się
-Poprostu chodzi mi o to że znaleźć drugą taką dwójkę ludzi tak mocno się kochających to naprawdę ciężka sprawa. Wy jesteście tak idealnie dobrani że to aż nienaturalne.
-Chcesz mi powiedzieć że...
-On patrzy na ciebie tak jak na nikogo innego na świecie. Od kiedy cię poznał nie mówi i nikim innym jak o tobie. Dla ciebie jest gotów poświęcić wszystko. Znam go jak mało kto i uwierz mi że to najpiękniejsza miłość jaką widziałem.
-A ja? Ja też go tak kocham?- wydukałam
-Oczywiście. Miałaś ciężką młodość ale to przy nim się ustabilizowałaś. Zawsze stoisz u jego boku a kiedy ktoś cię o niego spyta twoje oczy błyszczą a uśmiech sam wkrada się na usta.
-To strasznie smutne...- westchnęłam
-Dlaczego?- zdziwił się
-Bo teraz jak mi o nim mówisz to ja nic nie czuję. Kompletnie nic.- rozpłakałam się
-Ej mała nie płacz. Wiem że nie jest ci teraz łatwo ale masz mnie. Możesz mi ufać- -przytulił mnie
-Przepraszam. Ja nie wiem co dalej z moim życiem. Nie wiem....

W szpitalu spędziłam 4 dni i codziennie przychodził do mnie ktoś nowy. Dziś czwartek i lekarz stwierdził że nie ma potrzeby żebym została dłużej na oddziele bo spokojnie mogę wrócić do domu. Tylko gdzie jest mój dom?
Zbyszek codziennie do mnie przychodził nawet po dwa razy. Opowiadał o tym co robił (jak się okazało jest siatkarzem) i przynosił gazety i owoce. Wczoraj przywiózł mi ubrania. To bardzo troskliwy facet, ma odebrać mnie i zawieźć do "naszego" domu. Obawiam się tego bo nie pamiętam go ani tego żebyśmy razem mieszkali czy żyli. Jakoś koło 14.00 zjawił się z uśmiechem na twarzy a ja mimowolnie na jego widok też się uśmiechnęłam. Zabrał moją torbę i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Zdążyłam już wcześniej odebrać wypis więc od razu możemy wychodzić.
Jak na gentelmena przystało otworzył mi drzwi od auta a potem je za mną zamknął. W aucie oprócz radia panowała cisza. Coraz bardziej bałam się powrotu do nieznanego mi domu. Wolałabym już zostać w bezpiecznym mi szpitalu ale niestety nie ma takiej opcji. Kiedy stanęłam w drzwiach naszego mieszkania serce biło mi jak oszalałe. Weszłam do mieszkania w którym było bardzo jasno i co dziwne czysto. Zaczęłam spacerować po salonie i patrzeć na stojące lub leżące tam przedmioty. Pełno zdjęć przedstawiających mnie i Zbyszka, czyli faktycznie jesteśmy lub byliśmy razem.

-Napijesz się czegoś?- słyszałam jego głos z salonu
-Herbaty jeśli można.- odpowiedziałam
-Wszystko ok?- spytał podając mi kubek z parującą herbatą
-Tak tylko tak ciężko mi się na to patrzy. Te zdjęcia...
-Jeśli chcesz to je pochowam.- przerwał mi
-Nie, poprostu ciężko mi z tym że nie pamiętam tych chwil.- odpowiedziałam
-Spokojnie. Powoli przypomnisz sobie wszystko.- uśmiechnął się czule
-Czy mogłabym się gdzieś przebrać w coś wygodniejszego?- spytałam
-Jasne. Garderoba jest tam, szafa po lewej jest twoja.- pokazał mi czarne drzwi

Zabrałam swoje ubrania, z utrudnieniem bo gips na ręce mocno mi przeszkadza ale udało się. Z zażenowaniem spytałam Zbyszka gdzie jest łazienka i poszłam się odświeżyć.
Przebrana i z rozczesanymi włosami wyszłam do Bartmana który rozsiadł się w salonie na kanapie a na stoliku obok stał już kubek z moją herbatą.

-Co robisz?- spytałam
-W sumie to nic. Może obejrzymy jakiś film.?
-Mam do ciebie kolejną prośbę... wydukałam
-Słucham cię uważnie?!- uśmiechnął się
-Umiesz pleść warkocza?
-Słucham?- roześmiał się
-No co? Te włosy mi przeszkadzają...- westchnęłam
-Siadaj tu koło mnie...- poklepał miejsce obok siebie

Okazało się że Bartman umie robić warkocze i zrobił mi starannego warkocza na bok. Zadowolona chwyciłam za herbatę. Zbyszek zaczął skakać po kanałach w telewizorze kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Lekko wystraszona wyprostowałam się co spowodowało ukłucie bólu. Do salonu wparowało chyba z dziesięć osób i oni wszyscy byli uu mnie w szpitalu. Rozpoznałam tylko Krzyśka i Piotrka Nowakowskiego a reszta była mi obca. Zaczęli mnie przytulać i pytać jak się czuję a mnie zaczęło to przerastać.

-Co robicie?- spytał jak się okazało Fabian
-Szukamy film.- westchnął Zbyszek
-Mam pomysł.- krzyknął ucieszony igła i podpiął swoją kamerę pod plazmę w salonie

Na ekranie ukazało się nagranie na którym siedzimy wszyscy nad basenem. Ja objęta przez Zbyszka a reszta w wodzie. Z zainteresowaniem zaczęłam oglądać jak chłopaki się wygłupiają do kamery. Wszyscy na raz zaczęli mi tłumaczyć co i jak a ja zwyczajnie miałam tego dosyć.

-Przepraszam was bardzo ale chciałabym odpocząć. Nie obrazicie się jeśli...
-Nie oczywiście. Idź się połóż.- odpowiedział Bartek Kurek
-Dziękuję wam za odwiedziny. To bardzo miłe.

Jak tylko weszłam do gościnnego usłyszałam jak chłopaki debatują na temat mojego stanu. Z moich oczu mimowolnie polały się łzy. Z bezsilności bo czuję się strasznie. Jak mogłam zapomnieć o całym moim życiu. Jak mogło umknąć mi uczucie do Zbyszka, jak mogłam zapomnieć o przyjaźni z tymi ludźmi. Kim ja jestem do cholery?! Nie wiem nic nie mam pojęcia kim jestem co t właściwie robię a co najgorsze nie wiem co dalej. Zsunęłam się po ścianie i zalałam się łzami bo ostatnio to jedyne co potrafię kiedy nikt nie widzi- płakać.


<Zbyszek>

Po tym jak Marcela opuściła salon chłopaki zaczęli mnie pytać co z nią i czy coś sobie przypomniała. Niestety odpowiedziałem że bez zmian, a oni po chwili zrezygnowani wyszli.
Postanowiłem zobaczyć co z Marceliną więc udałem się po pokoju w którym ma spać.
Kiedy wszedłem do pokoju zobaczyłem jak siedzi na podłodze i zanosi się płaczem

-Boże Marcela co się stało?- szybko usiadłem obok niej
-Jestem beznadziejna.- wyszlochała
-Co ty mówisz..- zaprzeczyłem
-No tak. No bo jak mogłam zapomnieć osobę którą podobno tak cholernie mocno kochałam, jak mogłam zapomnieć całe swoje życie?!- krzykneła
-To był wypadek. Przypomnisz sobie.
-A co jeśli nie? Co jeśli nie przypomnę sobie kim jestem i kim wy wszyscy jesteście co?! Pomyślałeś o tym.- spojrzała na mnie
-Marceluś no co ty. Nie biorę tego pod uwagę, na pewno pamięć wróci zobaczysz.- uśmiechnąłem sie
-Ja nic nie wiem. Nie wiem co tu robię, dlaczego tak cie kocham to jest straszne rozumiesz. Ty mnie kochasz a ja nie czuje do ciebie nic.
-Przypomnisz sobie to kwestia czasu.- westchnąłem z lekkim ukłuciem w sercu
-Chcę zostać sama. Przepraszam.- powiedziała nawet na mnie nie patrząc

Bez słowa wyszedłem z jej pokoju. Zabolało mnie kiedy powiedziała że nie czuje do mnie nic ale to zrozumiałe skoro mnie nie pamięta. Nie wiem co mogę zrobić żeby było lepiej, to co nas spotkało to jakaś cholerna kara tylko za co.!/? Co takiego zrobiliśmy że nie możemy być szczęśliwi tylko non stop ktoś tam rzuca nam kłody pod nogi.??




----------------------------------------



Sytuacja się skomplikowała. Kto wie co będzie dalej... to wiem tylko ja :P

czwartek, 25 lutego 2016

Rozdział 61.

<Marcela>

Postanowiłam odpuścić Zbyszkowi ten głupi wybryk w końcu jutro bierzemy ślub. Chciałam go przytrzymać w niepewności ale to nie w moim stylu i najzwyczajniej w świecie się pogodziliśmy.

-----------

Biorę głęboki oddech. Zamykam delikatnie oczy i uśmiecham się sama do siebie. Nadal szumi mi w głowie po panieńskim który odbył się 3 dni temu. Wspominam w głowie jak wyszalałam się z Olą od Piotrka Nowakowskiego Iwonką Ignaczak Alą od Fabiana i Kamilą od Rafała Buszka. Dziewczyny chciały żebym zapomniała że wychodzę za mąż sama nie rozumiem dlaczego.?!  No bo przecież nie mogę być bardziej szczęśliwa. Kosmetyczka właśnie kończy pracę nad moim makijażem. Jest delikatny tylko na powiekę nałożyła delikatny efekt brązu i czerni tak że oko wygląda na przydymione. Bardzo mi się to podoba właściwie to tego oczekiwałam. Włosy mam delikatnie spięte tak że opadają mi na plecy. Paznokcie pomalowane na blady róż i biel a na serdecznym palcu lśni pierścionek  zaręczynowy. Nie dociera do mnie że za parę godzin będę miała męża. Kiedy kosmetyczka skończyła swoją pracę mama Zbyszka powoli pomogła mi ubrać suknię ślubną. Miała to zrobić Iwonka i Ola ale nie mogłam odmówić przyszłej teściowej i to nie dlatego że jej nie lubię czy coś w tym stylu ja poprostu widzę że to dla niej ważne. Ola i Ala w tym czasie pojechały po Zbyszka i obiecały zająć się nim tak żeby w idealnym stanie trafił do kościoła. Już miałam schodzić na parter kiedy zatrzymała mnie mama Zbyszka

-Skarbie poczekaj... jako że twojej mamy nie będzie na ślubie to chcę żebyś wiedziała że od dziś to ja jestem twoją mamą i możesz do mnie przyjść ze wszystkim.- uśmiechnęła się czule
-Dziękuję bardzo. To tak dużo dla mnie znaczy.- mocno wtuliłam się w teściową
-Nie masz za co dziękować dziecko. A teraz rzecz ważniejsza. Musisz mieć coś nowego więc masz kolczyki, coś starego tak więc proszę to łańcuszek który dostałam od mojej mamy. Nie jest specjalnie piękny ale myślę że będzie pasował...- podała mi śliczny złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie serduszka
-Coś pożyczonego masz ode mnie...- uśmiechnęła się Iwona i podała mi spinkę do włosów, miała pełno brylancików pięknie lśniła we włosach
-Jest piękna... i łańcuszek też. Dziękuję wam bardzo.- rozczuliłam się
-Na koniec coś niebieskiego.- Iwonka zamachała mi podwiązką

Kiedy ubrałam wszystko pod dom podjechał Krzysiek. Auto wynajął Zbyszek tłumacząc że pod kościół muszę podjechać jak księżniczka. Cudem udało mi się odwlec go od pomysłu długiej białej limuzyny z czego bardzo się cieszę. W aucie ze mną jedzie tylko Krzysiek i Iwona.
W trakcie drogi do kościoła panuje wesoła atmosfera. Krzysiek co chwila rzuca sucharami żeby tylko mnie rozbawić.  Iwona też prawie płacze ze śmiechu aż obie boimy się o nasz makijaż. Niestety zaczął pruszyć śnieg więc Krzysiek który jest wzorowym kierowcą zwolnił. Zaczęłam się trochę denerwować czy zdążymy ale Ignaczak mnie uspokoił że w kościele będziemy przed czasem. Dla rozładowania atmosfery delikatnie podgłosił radio gdzie już od niedawna zaczęli puszczać typowe piosenki świąteczne. Razem z wokalistą zespołu Wham zaczęłam nucić refren dobbrze znanej piosenki "Last Christmas".
Wszystko było ok kiedy w pewnym momencie usłyszałam krzyk Krzyśka:

-Co on wyprawia? Pojebało go?!
-Krzysiek zrób coś.!!!- krzyknęła Iwona i następne co pamiętam to huk i ciemność.


<Zbyszek>


Od kilkunastu minut czekam na Marcelę w kościele. Jest już cała rodzina i prawie wszyscy z reprezentacji i znajomi brakuje tylko mojej wybranki i Ignaczaków. Uspokajam się że może jadą wolniej no bo pogoda nie jest idealna albo poprostu jest korek. Moja mama zaczyna panikować że Marcelina się rozmyśliła że uciekła ale nie dopuszczam tej myśli do siebie.
Nagle w kościele słychać dźwięk telefonu komórkowego. Jak się okazuje to dzwoni telefon Piotrka Nowakowskiego za co od razu dostaje opiernicz od Oli.
Szybko odbiera i momentalnie robi się blady. Moje serce delikatnie przyśpiesza kiedy ten wychodzi z ławki i biegnie w moją stronę.

-Co jest?- pytam go szeptem
-Tylko się nie denerwuj...
-Nie wkurzaj mnie, gadaj co jest?
-Boo... Marcela nie dotrze na ślub.- wydukał
-Jak to?- zamarłem
-Dzwonił Krzysiek jakiś koleś w nich wjechał. Pogotowie zabrało ich do szpitala. Tu tego niedaleko.
-Boże. Ja muszę tam jechać ale goście.... ślub... co teraz?
-Jedź Zibi. Ja wyjaśnię co i jak.
-Dzięki stary.- podałem mu szybko dłoń i wybiegłem z kościoła. Słyszałem jeszcze jak Piotrek tłumaczy wszystkim co się stało

Dopiero na parkingu zdałem sobie sprawę że nie mam auta. No tak przecież przyjechałem tu z Nowakowskimi. Na szczęście na horyzocie pojawił się Piotrek z żoną i we trójkę udaliśmy się do szpitala.
Wbiegłem na SOR jakby się coś waliło i paliło bo w sumie tak było. Pielęgniarka szybko skierowała mnie na odpowiedni oddział gdzie szybko dostrzegłem Igłę i  Iwonę.

-Co się stało?- krzyknąłeś w ich stronę
-Zibi dobrze że jesteś. Ona jest nieprzytomna. Robią jej badania.- odpowiedział Krzysiek
-Jak to się stało? Ona miała być z wami bezpieczna....
-Jakiś młodzik na oko 20 lat może nawet nie się w nas wpakował. Był na haju robią mu toksykologię podejrzewają że się naćpał. Ja robiłem co mogłem żeby nas ratować.- Igła usiadł i zamknął twarz w dłoniach
-Zbyszek on na serio robił co mógł byłam tam widziałam to.- dodała Iwona
-To nie twoja wina Krzysiek. Widzę że wam też się oberwało.- westchnąłem widząc rozciętą głowę Iwony i rękę przygotowaną do założenia gipsu a u Krzyśka Szramy i siniaki na twarzy i rękach
-Nam nic nie jest. W sumie wyszliśmy bez większych obrażeń ale Marcela... ona uderzyła głową o szybę... aż się szyba stłukła. Boże tak się o nią boję.- rozpłakała sie Iwona
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze nie wyobrażam sobie inaczej.- przytuliłem ją

Na korytarzu pojawili się moi rodzice i Fabian oraz Rafał z partnerkami. Powiedziałem chłopakom żeby poszli do domu nie ma sensu żeby tu siedzieli razem z nami.
Po jakiejś godzinie na korytarzu pojawił się lekarz.

-Czy jest tu ktoś z rodziny pani Marceliny...- spytał
-Ja.! Jestem narzeczonym.- przerwałem mu
-No dobrze. W takim razie proszę ze mną do pokoju lekarskiego.- otworzył przede mną drzwi
-Dziękuję. Co z nią?
-Cóż stan jest poważny. Pani Marcelina ma złamane 4 żebra i rękę. Uderzyła się bardzo mocno w głowę dopiero kiedy się obudzi będziemy mogli powiedzieć na ile to uderzenie wyrządziło szkody.- westchnął
-A dlaczego teraz nie możecie? Kiedy ona się obudzi.
-Panie doktorze pacjentka z trójki się obudziła.- do pokoju weszła pielęgniarka
-Cóż pani Marcelina obudziła się szybciej niż podejrzewałem. Chodźmy do niej.- lekarz uśmiechnął się przyjaźnie na co ja tylko skinąłem głową

Kiedy szliśmy do Marceli szybko wyjaśniłem im co i jak i pobiegłem do jej sali za lekarzem. Na twarzy miała szramy po rozbitym szkle a na prawej ręce założony gips. Lekarz świecił jej w oczy latareczką kiedy wszedłem do sali.

-Boże Marcela tak się o ciebie bałem.- podbiegłem do niej szybko
-Słucham?- spojrzała na mnie
-Nie strasz mnie tak więcej. Tak się cieszę że żyjesz i nic ci się nie stało.- uśmiechnąłem się do niej
-Przepraszam ale kim pan jest i o czym pan mówi?- spytała
-Co jak to kim pan jest nie żartuj tak?!- oburzyłem się
-Pani Marcelino czy pamięta pani coś przed wypadkiem? Cokolwiek?- spytał lekarz
-Ja przepraszam ale nie. Kim jest ten człowiek doktorze?!



-------------------------------------------------------


Hejka. Aaaaale namieszałam ulalala :P

sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 60.

<Marcela>

Zajęłam się kolacją. Jako że ostatnio oboje jesteśmy ze Zbyszkiem zabiegani to nasza lodówka ma lekko mówiąc pewne braki. Okazało się że z tego co mamy mogę robić jedynie kanapki albo jajecznicę więc postanowiłam że jednak zostanę przy pomyśle z kanapkami. Nucąc razem z radiem piosenkę Moniki Lewczuk "Zabiorę Cię Stąd" układałam na talerzu kolejne kanapki a Zbyszek w tym czasie miał uprzątnąć naszą sypialnię po naszych uniesieniach.
To zaskakujące jak bardzo kocham Bartmana. Nie myślałam że pokocham jeszcze kogoś tak bardzo ale jednak... Zbyszek to moja największa miłość. Nawet Michała i mnie nie łączyło takie uczucie.
Ułożyłam kanapki i dwa kubki z herbatą na stole kiedy do kuchni wszedł Zbysiek.

-Marcela.... mogę cię o coś spytać?- spytał stanowczo
-Pewnie.... coś się stało?
-Kochasz jeszcze Michała?
-Coo?- wytrzeszczyłam oczy
-Kochasz Kubiaka?- ponowił pytanie
-Skąd ci to do głowy przyszło? Oszalałeś?- podeszłam do niego
-A stąd.!- powiedział i rzucił na stół mój stary notatnik
-Skąd to masz?- zdziwiłam się
-Chowałaś to pod łóżkiem. Co to ma znaczyć co?
-Zbyszek to jest mój stary notatnik przestałam w nim pisać jakieś 2 lata temu... nie używam go już.!- roześmiałam się
-Za to wpisy są ciekawe. Cytuję "Nikogo nie pokocham takk jak kocham Michała Kubiaka".- krzyknął
-To było dawno, byłam roztrzęsiona po tym jak mnie zostawił tak?! Uspokój się dobrze?!
-Ja chcę wiedzieć czy ty coś do niego czujesz.!
-Tak pewnie kocham go a jutro biorę z tobą ślub. Puknij się w czoło Bartman.!- zaczęliśmy się przekrzykiwać
-Może ten ślub to tylko przykrywka a tak naprawdę to jego kochasz... może nawet się widujecie.! Zdradzasz mnie z  nim?- podszedł do mnie niebezpiecznie blisko
-Jak możesz zarzucić mi zdradę. Ochłoń Bartman.!- wymierzyłam mu siarczysty policzek
-Skąd mam wiedzieć co ty robisz jak mnie w domu nie ma co?!
-Po pierwsze Kubiak siedzi w Ankarze z Moniką i ich córką a po drugie przekartkuj notatnik na ostatnią stronę....

Minęłam Zbyszka który nie wiedział co ma zrobić i wyszłam z mieszkania. Co ja mówię ja nie wyszłam ja wybiegłam. Jutro nasz ślub a on robi takie akcje. Swoją drogą mogłam spalić ten zeszyt nie wiem sama po co go trzymałam do dzisiaj.
Pora na spacery dosyć późna bo jest trochę po 21;00 ale mnie to nie przeszkadza. Siadam na ławce w parku obok mieszkania i bez konkretnego celu wpatruję się w piękne czyste niebo. Wtedy ktoś się do mnie dosiada i aż podskoczyłam ze strachu

-Co tu robisz o tej porze co?- to Bartek
-A ty?- spytałam
-Nie mogłem spać więc pomyślałem że się przebiegnę i się zmęczę to szybciej zasnę.- uśmiechnął się
-No powiem ci że chciałabym mieć taki problem jak ty...- westchnęłam
-Co się dzieje hmm?- spojrzał na mnie czujnie
-Pokłóciłam się ze Zbyszkiem. Widzisz mój idealny świat się burzy.- roześmiałam się
-Co on znowu zrobił?
-Skąd myśl że to on?- roześmiałam się
-Bo znam waszą dwójkę. No mów.
-Znalazł mój stary notatnik i wpis sprzed trzech- czterech lat gdzie pisałam że nikogo nie pokocham tak jak Kubiaka. Wściekł sie i posądził mnie o to że się spotykam z Kubiakiem pod jego nieobecność.- westchnęłam
-Co? Największa głupota jaką usłyszałem kiedykolwiek.- uśmiechnął się
-Ja to wiem i ty też ale Zbyszek niekoniecznie...
-Może pójdę i z nim pogadam?- spytał
-Nie ja muszę sama z nim to załatwic a my widzimy się jutro tak?- wstałam z ławki
-No jasne. Bedziesz piękną panną młodą.- przytulił mnie mocno
-Do jutra Bartuś.- pocałowałam go w policzek i udałam się w drogę do mieszkania



<Zbyszek>


Marcela wybiegła trzaskając drzwiami a wcześniej kazała przeczytać ostatni wpis do tego jej notatnika. Przekartkowałem wszystkie strony i wtedy ukazał mi się krótki wpis:


Nie sądziłam że wszystko jeszcze może nabrać sensu. Nie sądziłam że mogę się jeszcze uśmiechać... tak szczerze i z miłością do kogoś innego niż Michał. A jednak, moje serce znowu jest całe i to dzięki wysokiemu brunetowi i pięknych zielonych oczach w których codziennie tonę. Zbyszek po raz kolejny nauczył mnie kochać i to uczucie jest piękne. Dba o mnie, codziennie pokazuje jak bardzo mnie kocha. Jestem nieziemsko szczęśliwa z Bartmanem a Michał... to wspomnienie piękne lecz tylko wspomnienie. Mam tylko nadzieję że ja i Zbyszek i to co nas połączyło będzie trwało wiecznie a ja nie wyleję już ani jednej łzy z powodu nieszczęśliwej i nieudanej miłości. Zbigniew Bartman to moja miłość, moja przyszłość i wszystko czego chcę od  życia.


Zamurowało mnie. Dlaczego nie przeczytałem późniejszych wpisów tylko tak bezpodstawnie napadłem na Marcelinę. Mam ochotę sam sobie dać w twarz. Jestem skończonym idiotą ale niestety czasu nie cofnę. Herbata którą zrobiła Marcela już dawno wystygła a jej dalej nie ma w domu. Zaczynam się martwić o nią.
Po jakiejś godzinie drzwi wejściowe się otworzyły. Szybko poderwałem się z miejsca i ruszyłem w stronę korytarza. Kiedy ją zobaczyłem, jak się rozbiera odetchnąłem. Wróciła mimo to że jestem takim idiotą.

-Ja...
-Tylko nie mów że przepraszasz. Już to dziś słyszałam.- przerwała mi
-Wiem ale mnie poniosło. Porozmawiajmy proszę.- westchnąłem
-Chodź do salonu.- odpowiedziała
-Dobrze.
-Musimy sobie wszystko wyjaśnić jeśli jutro chcemy wziąć ślub. Co to było to dzisiejsze coś Zbyszek?- odezwała się jak tylko usiedliśmy na kanapie
-Ten wpis mną wstrząsnął. To zdanie że ty nigdy nikogo nie pokochasz jak Miśka to mnie ruszyło. Myślałem poprostu że Michał znaczył dla ciebie więcej niż ja...
-Czy kiedykolwiek dałam ci do zrozumienia...
-Nie nigdy.- przerwałem jej
-Więc dlaczego ciągle myślisz że cię nie kocham. Zbyszek mnie to przerasta.- w jej oczach zobaczyłem łzy
-Nie płacz proszę. Nie płacz przez moją głupotę.-przytuliłem ją
-Powiedz mi kiedy ty przestaniesz być zazdrosny co?- odsunęła się
-Jutro po ślubie kochanie. Będę miał pewność że mnie kochasz i że jesteś moja.
-Czyli teraz nie masz pewności?- wstała
-Nie to chciałem powiedzieć ja...- zacząłem
-Ale powiedziałeś. To jest nie do zniesienia. Ja tak nie chcę ja tak nie potrafię.!- powiedziała





-----------------------------------------




niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 59.

<Marcela>

Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Suknia wisi w szafie przygotowana obok garnituru Zbyszka, fryzjerka i kosmetyczka w osobie Oli od Piotrka Nowakowskiego zabukowana na jutro na 8;30. Tak! Jutro wychodzę za mąż i to za samego Zbyszka Bartmana. Sama jeszcze nie dowierzam w to co się dzieje ale jutro mój sen się spełni i będę szczęśliwą żoną Zbyszka.
Dopięłam jeszcze ostatnie formalności dotyczące sali i wystroju a teraz wybieram się do kosmetyczki na manicure i całą serię zabiegów upiększających. Ubrana w to przekręcam zamek w drzwiach kiedy odzywa się Zbyszek:

-Momencik kochana... a gdzie to się wybierasz co?- wyszedł do przedpokoju
-A do kosmetyczki.- uśmiechnęłam się szeroko
-Ale będziesz na meczu swojego jeszcze narzeczonego.?- zaakcentował słowo jeszcze
-Będę będę. Nie martw się ty mój jeszcze narzeczony...- wysłałam mu buziaka w powietrzu
-Super ale jeszcze jedna sprawa..- westchnął
-Tak?
-Gdzie masz czapkę co? Chcesz się rozchorować. Jest mróz wiesz o tym?
-Tak wiem ale zostawiłam ją na hali ostatnio więc...
-Więc ci ją przyniosłem do domu. Ty kiedyś głowę zgubisz zobaczysz...- roześmiał się i założył brązową czapkę na głowę.
-Ale pomyśl jaki szczęśliwy będzie ten który ją znajdzie.- pokazałam Bartmanowi język
-Nie igraj ze mną.- powiedział i pocałował mnie soczyście
-Lecę.Widzimy się na meczu tak?
-Tak. Do zobaczenia.

Wyszłam z domu w świetnym humorze. Postanowiłam nie brać auta tylko przejść się na piechotę ponieważ salon kosmetyczny znajduje się naprawdę niedaleko. Wyszłam z klatki schodowej i wtedy wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Zakłopotana spojrzałam w górę i dostrzegłam ten unikalny szeroki Kurkowy uśmiech.

-Bartek?!
-Marcelinka...
-Cześć.- mocno wtuliłam się w Kurka
-No witaj piękna. Gdzie tak pędzisz co?- odwzajemnił uścisk
-Do kosmetyczki. Będę się robiła na śliczną. A ty do Zbyszka idziesz?
-Dobrze wiesz że nie musisz wydawać kasę na kosmetyczkę. Jesteś piękna. A tak właściwie to ja do ciebie szedłem...
-Aha no to możesz mnie odprowadzić i pogadamy albo poczekać na górze na mnie...
-To może cię odprowadzę...- uśmiechnął się
-No więc co cię do mnie sprowadza...- spytałam
-Bo widzisz odkad gram w Resovii to czuję się szczęśliwszy... jestem blisko rodziny i przyjaciół i z Natalią lepiej mi się układa...- zaczął
-No więc w czym problem?
-Sam nie wiem czuję że czegoś mi brakuje.- westchnął
-Yhym no wiesz ja nie wiem czego może ci brakować Bartuś...
-Chodzi o to że ja sam nie wiem o co chodzi.- schował twarz w dłoniach
-No to w takim razie co chcesz żebym ci powiedziała?- zatrzymaliśmy się
-Chciałem tylko się wygadać... no bo nie wiem może mam kryzys wieku średniego co?
-Bartek nie masz nawet trzydziestki. Jaki kryzys co ty mówisz?- roześmiałam się
-Ej  nie śmiej się ze mnie. Nie każdy ma tak pięknie poukładane życie jak ty. Jutro bierzesz ślub z facetem którego kochasz. Masz dobrą pracę i przyjaciół...
-Bartek ale ty też masz to wszystko tylko nie macie ślubu z Natalią. Może to w tym problem może chciałbyś to zalegalizować co?- spojrzałam na niego czujnie
-Jestem z nią od dwóch lat... sam nie wiem.- spojrzał w niebo
-Ehh wiesz jesteś gorzej niezdecydowany jak baba..- szturchnęłam go
-Wiem. Dobra nie zawracam ci głowy jesteśmy na miejscu. Dzięki za rozmowę.- pocałował mnie w policzek
-Okej. Do zobaczenia na meczu...

U kosmetyczki zeszło mi dłuższą chwilę. Kiedy wyszłam z salonu było już po 13.00  na 14.00 mam być na hali no bo zaczyna się mecz Asseco Resovia- PGE Skra Bełchatów.
Wróciłam do domu chwyciłam kanapkę na szybko i klucze do samochodu po czym zbiegłam do garażu.
Na halę weszłam bez problemu ochrona zna mnie i za każdym razem z uśmiechem wpuszczają mnie bez kolejki a wszystko dlatego że jestem przyszła panią Bartman. Usiadłam na swoim miejscu obok Iwony i Oli. Zawsze siadamy razem na meczach. Dzis dołączyła do nas jeszcze Natalia od Bartka.
Po wymianie kilku zdań dotyczących jutrzejszego dnia na halę wyszli siatkarze obu drużyn i zaczęli  się rozgrzewać.
Mecz się zaczął i walka toczyła się punkt za punkt. W stanie setów po drugim secie było 1-1.
Trzeci set wydał się nam być wygrany stan punktów 23-18 dla Rzeszowa mówił sam za siebie.  Wtedy wydarzyło się coś co zatrzymało moje serce. Zbyszek który skakał do bloku źle wylądował a jego krzyk z bólu usłyszała chyba cała hala. Wstałam i bez chwili zastanowienia zbiegłam do niego na dół. Andrzej pozwolił mi wejść na boisko i szybko znalazłam się obok syczącego z bólu Bartmana.


<Zbyszek>


Wszystko się super układało. Jutro ślub z Macelą a dzisiejszy mecz już prawie wygrany. Wszystko idzie zgodnie z planem do momentu kiedy poczułem jakbym złamał kolano podczas lądowania po udanym bloku.
Piotrek i Fabian szybko pomogli mi dostać się na pobocze boiska. Jak to zwykle bywa w złości zacząłem przeklinać pod nosem swój los. Wtedy obok mnie pojawiła się Marcelina:

-Jak ty się czujesz?- spytała przejęta
-A jak mam się kurwa czuć.? Boli jak cholera.!- syknąłem w jej stronę
-Zbyszek...- westchnął Fabian
-A ty co? Wracaj do gry a nie....
-Zbyszek uspokój się. Jak ty się zachowujesz?!- wtrąciła się brunetka
-Idź stąd. Wynocha rozumiesz.!- krzyknąłem na nią
-Zbyszek ogarnij się. Nie krzycz na nią nic ci nie zrobiła...- odezwał się Fabian
-Dajcie mi oboje spokój. Idźcie stąd oboje.!
-Zbyszek...- zaczęła
-Daj spokój Marcela. Jak się ogarnie to wtedy z nim pogadasz. Wracaj na swoje miejsce....- odciągnął ją Piotrek
-Kretyn.!- westchnął Fabian
-Wal się.!- odpowiedziałem

Dostałem od lekarza leki przeciwbólowe i zacząłem kontaktować tak na trzeźwo co sie stało. Trener Kowal zabrał mnie na badania do szpitala i okazało się że nadwyrężyłam staw skokowy czy coś. Wkurzył mnie fakt że mam conajmniej tydzień gry z głowy. Wróciliśmy na halę a tam chłopaki zbierali się do wyjścia do domu po wygranym meczu. To że wygraliśmy trochę poprawiło mi humor. Postanowiłem przeprosić Fabiana za to co mu powiedziałem wcześniej

-Fabian?- odezwałem się
-Co?
-Sory stary za moje zachowanie. Wiem że przegiąłem...- westchnąłem
-Ty mi to mówisz? Lepiej przeproś Marcelę ją potraktowałeś o wiele gorzej niż mnie.- odpowiedział
-Osz cholera.! Masz rację... muszę wracać do niej do domu.- zabrałem torbę ze swoimi rzeczami i ruszyłem w stronę wyjścia
-Powodzenia.- usłyszałem za plecami słowa Fabiana
-Dzięki.- odpowiedziałem

Kiedy wszedłem do mieszkania usłyszałem dźwięk włączonego telewizora. Odetchnąłem bo to znaczy że moja kochana brunetka jest w domu. Okazało się że Marcela usadowiła się na kanapie w salonie pod kocem z kubkiem w ręku. Patrzy tępo w telewizor i wiem że nie ogląda telewizji tylko myślami jest zupełnie gdzie indziej. Usiadłem koło niej i wyłączyłem telewizor. Wtedy chciała wstać ale jej przeszkodziłem

-Poczekaj proszę.- powiedziałem
-Na co? Znowu na mnie nawrzeszczysz? Każesz się wynosić?
-To nie tak skarbie. Przepraszam cię... tak strasznie cię przepraszam...- mocno ścisnąłem jej dłoń
-Nie tak? A jak?- spytała
-Jaa... ja... ja byłem zły i nie panowałem nad sobą. Wiesz co dla zawodowego sportowca oznacza kontuzja.- westchnąłem
-Ja też się wystraszyłam. Chciałam tylko sprawdzić jak się czujesz czy to nic poważnego wkońcu już jutro bierzemy ślub, a ty na mnie nawrzeszczałeś. To nie było miłe poczułam się jak...
-Wiem i bardzo cię przepraszam. Ja cię Kocham Marcelka i to bardzo. Życie za Ciebie oddam...- pocałowałem ją w rękę
-Oj Zbyszek i co ja mam z tobą zrobić co?- usmiechnęła się
-Wybaczyć mi na początek. A potem to ja pomyślę co zrobić z tobą....- pocałowałem ją namiętnie
-Yhym a twoja kontuzja?- spytała kiedy się od siebie oderwaliśmy
-Do tego co zamierzam zrobić moja kontuzja nie ma żadnego znaczenia.- roześmiałem się

Nie muszę wam mówić jak wyglądały następne dwie godziny. Rozkoszowaliśmy się swoim towarzystwem a ja wprost uwielbiam i szaleję za Marcelą. Jej usta i włosy... zapach jej ciała... nie wyobrażam sobie że mogłoby jej zabraknąć w moim życiu.
Kocham tą drobną brunetkę i nic tego nie zmieni a jutro będzie już na zawsze moja.

Marcela postanowiła zająć się kolacją a ja w tym czasie postanowiłem uprzątnąć naszą sypialnię bo moje i Marceli ubrania w chwili obecnej znajdują się wszędzie. Kiedy już skończyłem z kieszeni spodni wypadł mi telefon. Jako że to iPhone wystraszyłem się że może szyba się stłukła więc szybko się po niego schyliłem. Okazało się że telefon jest cały ale moją uwagę przykuł brązowy zeszyt znajdujący się pod łóżkiem po stronie po której śpi Marcelka. Usiadłem na łóżku i postanowiłem zajrzeć co w nim jest...
Kiedy go otworzyłem okazało się że to taki.. nawet nie wiem jak to nazwać notatnik albo pamiętnik  Marceli. Są w nim rysunki i różne zapiski. Jest też wpis z Sylwestra tego roku gdy rozstała się z Michałem. Nie wiem czy powininenem był to zrobić ale zacząłem czytać a serce biło mi z każdą sekundą coraz mocniej.


Piszę ten wpis ponieważ od jakiegoś czasu szukam ujścia dla moich nerwów i negatywnych emocji. Czuję się jakbym cała zalana łzami stała nad przepaścią bez dna a coś w środku mnie pchało mnie do skoku prosto w nią. Mojego serca już nie ma. Michał zniszczył doszczętnie to co z niego zostało. To miały być najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia w moim życiu a okazało się że to był gwóźdź do mojej trumny. Michał będzie ojcem ale to nie ja będę matką jego dziecka. Monika zabrała mi najważniejszą osobę w moim życiu. Już nigdy nikogo tak nie pokocham jak kochałam Michała Kubiaka. To on pomógł mi się pozbierać po odejściu rodziców to on miał być moją ostoją w cierpieniu. To on miał zostać moim mężem i ojcem moich dzieci. Miał mnie kochać od zawsze i na zawsze. Teraz nie ma już nic...
Jest Zbyszek, osoba która stara się mi pomóc. Nie wiem czy to mój znajomy, przyjaciel, czy po prostu osoba godna zaufania. Nie wiem dlaczego do niego pojechałam, nie wiem co mną kierowało ale Bartman to dobry człowiek który okazał mi wsparcie i stara się mi pomóc. Jest dla mnie tak miły i opiekuńczy. 
Nie wiem co będzie ze mną dalej, jak poradzę sobie z tym co Michał mi zrobił ale wiem że nigdy nikogo nie pokocham taką miłością jaką kochałam Kubiaka. Zawsze będę go kochała mimo że nigdy już nie poczuję smaku jego ust, mimo że nigdy już mi nie powie że mnie kocha. To on był i jest moją wielką i prawdziwą miłością. Już zawsze tak będzie...




------------------------------------------------------------------



Po dosyć sporej nieobecności pojawiam się z nowym rodziałem. Mam nadzieję że ci którzy czytali to opowiadanie nie odeszli na dobre i przeczytają to co wyskrobałam tam na górze.
Liczę że jest tu ktoś jeszcze.... Przepraszam za tą obsówę z rozdziałami ale jak to mówią od jakiegoś czasu życie mnie nie rozpieszcza. Następny rozdział mam prawie gotowy więc niedługo powinien się pojawić  :)  całussski bayy :*

niedziela, 27 września 2015

Rozdział 58.

<Marcela>



Po wyjściu rodziców długo roztrzęsiona siedziałam wtulona w Zbyszkowy tors. Sama nie wiem jak to się stało że mnie znaleźli i tak bez słowa uprzedzenia. Całe życie miałam już poukładane a oni w jednej sekundzie wszystko zepsuli. Cała moja równowaga duchowa po ich wyjeździe, po tym jak Michał mnie zostawił wszystko się rozsypało w drobny mak. Po co wrócili? Po co w ogóle się do mnie odzywają? Przecież nigdy mnie nie kochali, nigdy ich nie obchodziłam. Po co więc ten cyrk?!
Całe szczęście że Zbyszek w porę wrócił do domu bo nie wiem jak zniosłabym ich przez chociażby minutę dłużej. Całkowicie się rozkleiłam, przez tę ich wizytę nie potrafię się ogarnąć. To mój Zibi próbuje mnie jakoś uspokoić i po chwili mu się to udaje.

-Przepraszam.- wydukałam
-Za co słońce?- zdziwił się
-Zamoczyłam ci bluzę...
-Przestań. Tak właściwie co twoi rodzice tu robili?
-Dowiedzieli się o ślubie i przypomnieli sobie o tym że córkę mają. A ja ich naprawdę nienawidzę. Nie chcę mieć z nimi nic wspólnego.- wytarłam oczy
-Obiecuję że dopilnuję tego by cię nie zadręczali. Wytrzyj oczy bo zabieram cie na spacer.- uśmiechnął się
-Co? Ale ty dopiero wróciłeś, pewnie zmęczony jesteś...
-Nie ma ale. Popraw makijaż i wychodzimy. Zamierzam poprawić ci humor.- uśmiechnął się szeroko
-Kocham cię i już to zrobiłeś. Może zostańmy i odpoczniesz co?!
-Marceluś słońce. Nie ma ale.... masz mnie słuchać idź się zbieraj bo zaraz wychodzimy.- pogroził mi palcem
-No już dobrze. Zaraz wracam.- powiedziałam i udałam się do łazienki


Tak jak myślałam musiałam od nowa zrobić cały makijaż bo to co zostało z poprzedniego na mojej twarzy to była istna masakra. No nic więcej na ten temat nie powiem.
Po skończeniu makijażu wyszliśmy ze Zbyszkiem na planowany spacer. To naprawdę pomogło, świeże powietrze i jego obecność obok sprawiły że zapomniałam o tym co dziś się stało.
Najpierw długo spacerowaliśmy a potem Zbyszek zaprosił mnie na obiad do restauracji niedaleko naszego domu. Jak się okazało jutro chłopaki mają wolne od treningu więc największy imprezowicz Rzeszowa czyt. Igiełka zarządził imprezę. Zaczęłam panikować że nie mam co na siebie ubrać ale okazało się że mogę być nawet w dresie czego swoją drogą nie zrobię bo impreza jest w domu Iwonki i Krzyśka. Ucieszyłam się na myśl o tej imprezie no bo po pierwsze imprezy u Ignaczaków zawsze są epickie a po drugie potrzebuję się teraz rozluźnić. W drodze powrotnej do domu Zbyszek oczywiście zakupił 4 flaszeczki trunku- dwa whiskacze i dwie 0,7 czystej wódeczki. Jeżeli każdy z nich przyniesie takie zaopatrzenie to nawet nie chcę wyobrażać sobie w jakim stanie będa siatkarze pod koniec imprezy.
Od razu po wejściu do mieszkania pobiegłam w stronę szafy w celu znalezienia sobie jakiegos stroju. Chłopaki oczywiście nie maja tego problemu ale ja chcę się dobrze prezentować. W sumie sama się sobie dziwię ale bardzo szybko zdecydowałam się na to a do tego takie szpileczki i czerwony lakier na paznokciach. Wzięłam gorący prysznic wydepilowałam całe ciało i nałożyłam na nie mój ulubiony balsam. Włosy wystylizowałam na niedbałe fale a na twarz nałożyłam naturalny i bardzo delikatny makijaż. Szczerze to już dawno przestałam sie mocniej malować, jakoś lubię siebie bardziej w naturalnym wydaniu i Zbyszek chyba też mnie taką woli.

-Gotowa?- usłyszałam głos Zbyszka który najwidoczniej czeka już na mnie gotowy
-Tak, sekundka...- odpowiedziałam, prysnęłam się jeszcze moimi ulubionymi perfumami i wyszłam z sypialni
-No, powiem ci że warto było czekać. Jesteś piękna kochanie.- objął mnie
-Dziękuję. Podaj mi proszę płaszcz co?!- usmiechnęłam się do niego lekko
-A może by tak...
-Nawet o tym nie myśl i dawaj mi płaszcz słońce. Ale jeśli po powrocie do domu nie będziesz zalany w trupa to kto wie kto wie.- mrugnełam do niego
-Ok, ale pamiętaj że ja to sobie odbiorę czy tego chcesz czy nie.- pocałował mnie szybko w usta i zaczął sie ubierać


Kiedy weszliśmy do salonu Krzyśka impreza zaczynała się rozkręcać. Cichy Pit stał za stołem jako DJ i puszczał coraz to nowsze hity disco, Fabiaś polewał piekielny trunek a Konar z Buszkiem ustawiali sprzęt do karaoke. Partnerki siatkarzy usadowiły się na kanapie w salonie więc przysiadłam się do Oli od Piotrka i Iwonki które zawzięcie o czymś dyskutowały.

-Hej dziewczynki.- przywitałam się
-Hej Marcelka.- uśmiechnęła się posępnie Ola
-Co jest mała? Co masz taką minę?
-Znowu się pokłóciłam z Piotrkiem. Już nie mam nerwów do niego...- westchnęła
-Co znowu zrobił?- spytałam
-Próbuję z nim gadać no mówiłam wam już, ja mam 23 lata on 25 ja bym chciała już powoli się stabilizować. Nie mówię od razu o ciąży ślubie na 500 osób ale chociaż o jakiejś deklaracji z jego strony. Moi rodzice cały czas twierdzą że Piotrek traktuje mnie jako zabawkę, nie traktuje mnie poważnie. I chyba to faktycznie jest prawda...- zamknęła twarz w dłoniach
-No co ty skarbie... Piotrek cię kocha, świata poza tobą nie widzi. Może nie dojrzał do tego by się zadeklarować.- objęłam ją mocno
-No właśnie, daj mu czas.- wtrąciła Iwonka
-No dobrze. A jeśli faktycznie on się mną bawi i po roku mnie zostawi dla innej?- spojrzała  na mnie
-Oluś nawet nie opowiadaj głupot. Przecież to idiotyczne Piotrek taki nie jest...
-Sama nie wiem. Nie będę się tym teraz przejmowała jest impreza idę się napić.- rozluźniła się
-O czym piękne panie nawijają?- koło mnie pojawił się Zbyszek
-O wspaniale że się pojawiłeś kochanie. Jak ja cię dawno nie widziałam. Wiesz jak ja cię bardzo kocham? Jesteś najlepszym narzeczonym jakiego mogłam mieć. Bo widzisz marzy nam się porządny drink a ty robisz najlepsze. To moooooże...- zaczęłam
-Jasne. Już wam przynoszę a ty nie słodź tak bo tego nie kupuję.- pocałował mnie szybko w usta i poszedł do baru do Fabiana
-I dlaczego mój Piotrek taki nie jest co? Dlaczego?- znowu westchnęła Ola
-Proszę cię nie zadręczaj się tym już. Nie ma sensu...- odezwała się Iwona
-No dobra już. - uniosła ręce w geście poddania się
-Proszę bardzo piękne panie drineczki wedle zamówienia. Zdróweczko....- Zbyszek stuknął się z nami szklaneczkami
-Faktycznie zajebisty ten drink. Zrób mi drugiego.- powiedziała Ola
-Zwolnij koleżanko. Nie wypiłaś jeszcze tego a już chcesz nowy.- wtrąciłam
-No a co?! Chcę się upić i to konkretnie.- roześmiała się
-Ok. My idziemy tańczyć. Zibi?!- wstałam i wyciągnęłam rękę w kierunku Bartmana
-A z przyjemnością.- również wstał i skierowalismy się na parkiet

Po krótce opisałam Zbyszkowi sytuację Oli i Pita a ten stwierdził że Piotrek faktycznie mógłby się powoli starać założyć rodzinę. To chyba normalne ale nie u naszego Cichego. Widziałam jak Ola zła na Pitera piła coraz więcej ale nie na tyle by się upić. Jakoś koło godziny 3;00 nad ranem wróciliśmy do domu. Ja od razu padłam na łóżko i zasnęłam. Jako że sen mam lekki to poczułam jak chwilę po mnie na łóżku położył się Zbyszek i wtulony w moje plecy również zasnął.





----------------------------------------


No hej :P
Coś wystukałam sama nawet nie wiem co to jest :D
Mam nadzieję że nie jest to aż tak tragiczne :*
To do następnego czyli że niedługo....